Skocz do zawartości


Zdjęcie

Hero Zero Story


  • Please log in to reply
20 odpowiedzi w tym temacie

#1 Batmen

Batmen

    Były moderator

  • Members
  • PipPipPipPipPip
  • 369 postów
  • Serwer:PL19
  • Drużyna:Pełnoletni
Reputacja: 1161

Napisano 18 marzec 2015 - 17:00

cJSc95C.png

Wstęp

 

 

9 rozdziałów wciągającej opowieści o Jimmi'm - zwykłym bohaterze - i jego przyjaciołach z drużyny DNZB. Opowiadanie ma 26 stron A4, więc.. Jeśli ktoś chce je przeczytać ''na raz'', polecam sobie tego czasu zarezerwować całkiem sporo ;)

 

 

Rozdział 1
Początek

 

1 czerwca 2003 roku. Ten dzień nieodwracalnie odmienił moje życie... Kończyłem wtedy 16 lat. Magiczny wiek... Już od samego rana czekałem na moment wręczenia prezentów - po prostu kochałem to! A zresztą - kto tego nie kocha. Tego dnia do mojego domu zjechali się chyba wszyscy moi bliscy - wujkowie Steve i Ernie, ciotki Elize i Mindy, oraz cała reszta tej grupy osób które zwykłem nazywać moją rodziną. Najpierw oczywiście - tradycyjnie jak co roku - gościna i krótka, zniesławiająca mnie "mowa" mojej mamy o tym, jak mając 5 lat wciąż korzystałem z nocnika, a potem przyjemna część celebracji, czyli odpakowywanie prezentów. Zawsze zaczynałem od według mnie najlepszych, czyli… największych. Po prawie godzinnym przeszukiwaniu stosu podarków, w końcu doszedłem na samo dno tej piramidy - do najskromniejszych podarunków. Wśród nich znajdował się prezent od mojej mamy. Prawie od razu się do niego dobrałem, z nadzieją na to, że pod opakowaniem kryje się coś niezwykłego. Mój instynkt i tym razem mnie nie zawiódł. Po odwiązaniu niebieskiej wstęgi i po odkryciu błękitnego opakowania, ujrzałem coś niesamowicie pięknego. Była to czerwono-czarna maska - taka, jaką noszą superbohaterowie. Od razu ją założyłem - pasowała jak ulał. Pod nią znalazłem jeszcze małą karteczkę z napisem ,,Dla mojego bohatera, kocham Cię – mama". Schowałem ją do kieszeni i od tamtej pory nigdy się z nią nie rozstawałem. Maski nie zdejmowałem przez kolejny tydzień. Biegałem z nią po całym domu krzycząc ,,Mamo, mamo patrz! Jestem super Jimmy!". Heh... Dobre czasy... I pomyśleć, że miałem wtedy już 16 lat!
Od tamtego czasu, chodziłem po wielu miejscach w poszukiwaniu ubioru godnego bohatera. Przejrzałem wiele sklepów, ale ‘’ten strój’’ znalazłem dopiero w starym lumpeksie. "Ten", czyli zielone gumiaki, niebieski strój sprzątacza, folię i stary niemodny pasek. Mama cieszyła się że znalazłem nowe hobby, ale nie przyjęła do wiadomości tego, że jej syn chce się ubierać - jak to ona powiedziała - jak menel. Więc pozostało mi już tylko uszycie sobie czegoś w klimacie bohatera z klasą na mojej maszynie do szycia. Kupiłem parę ubrań w lumpeksie, aby mieć materiały. Wyprałem je i zacząłem tworzyć. Po blisko 4 dniach, wreszcie skończyłem. Uszyłem czerwono-czarny strój, czarną pelerynę. Wypastowałem długie czarne buty i znalazłem skórzany czarny pasek. Zademonstrowałem strój mamie. Ten dużo bardziej się jej podobał, ale po chwili przypomniała mi o kolejnej istotnej rzeczy - każdy bohater powinien mieć swoją broń i gadżet. Wróciłem do swojego pokoju i rozpocząłem poszukiwania. Na całe szczęście nie trwały one zbyt długo. Mój wybór padł na mały pistolet na wodę i na mój stary odtwarzacz muzyki. Może i nie byłem w pełni wyposażonym bohaterem, z wypasionymi gadżetami, które potrafią wszystko, ale czułem się naprawdę niesamowicie... Czułem że jestem już kimś więcej niż zwykłym Jimmi’m i ta myśl motywowała mnie do działania... Do pomocy innym...

 


Rozdział 2
Moje Humphreydale

Już od prawie miesiąca przygotowywałem się do pełnienia funkcji miejscowego, nieoficjalnego, dziwnie ubranego stróża prawa. Tego dnia nadeszła w końcu odpowiednia chwila na rozpoczęcie działania, ponieważ właśnie zaczęły się wakacje. Wyszedłem z domu na krótką "inspekcję". Popytałem sąsiadów o to, jak im się tu żyje, czy dzieje się w okolicy coś niepokojącego i takie tam... Z tej niezbyt długiej inspekcji, dowiedziałem się paru interesujących rzeczy, m.in. tego, że podobno zabawnie wyglądam, że pan Smith zdecydowanie za długo się opala, oraz tego, że ostatnio kręcą się tu agenci z jakiejś podejrzanej firmy... Nazywa się bodajże Yoyodyne... Zainteresował mnie ten temat, ale byłem zbyt zmęczony, aby się w niego wtedy zagłębiać…
Następnego dnia, postanowiłem ponownie wybrać się na misję. Prawie od razu znalazłem osobę której mogłem pomóc. Mój sąsiad montując antenę poślizgnął się i niemal spadł z dachu. Wisiał już od pewnego czasu całe 2 metry nad ziemią! Szybko pobiegłem po trampolinę. Na szczęście zdążyłem ją zamontować na czas. Sąsiad spokojnie na niej wylądował i powoli zszedł na ziemię. Był mi tak wdzięczny, że podarował mi 11 monet! Kupiłem sobie za nie napój energetyczny, bo byłem strasznie zmęczony... To bieganie w jedną i drugą stronę... No po prostu masakra... Oczywiście byłem strasznie szczęśliwy, ponieważ udało mi się pomóc pierwszej osobie. Niestety, moje szczęście nie trwało długo, ponieważ już po chwili musiałem się otrząsnąć. W oddali usłyszałem podejrzanie częste dzwonienie do drzwi. Postanowiłem się temu trochę bliżej przyjrzeć.
Po przejściu 50 metrów, napotkałem bandę chuliganów pod drzwiami pani Rose. Jeden z nich zadzwonił do jej drzwi i wszyscy szybko dali w długą. A może raczej daliby, gdyby nie ja. Stanąłem im na drodze. Zatrzymali się gdy tylko mnie zobaczyli. Popatrzyli na mnie, trochę się pośmiali i kazali mi zejść im z drogi. Oczywiście nie ustąpiłem. Nie mogłem ustąpić. Zabrania tego kodeks bohatera, którego nawet nie czytałem – ale z pewnością taki istnieje! Po tym jak zostałem kilkukrotnie obrzucony balonami z lodowatą wodą, zdecydowałem się na kontratak. Złapałem tych smarkaczy za uszy i zacząłem za nie ciągnąć. Było to trochę ciężkie zważywszy na to, że nie było ich tam dwóch, a trzech. Podczas gdy dwójka chuliganów błagała mnie o litość, trzeci kopał mnie po nodze. Jak na takiego malca, miał całkiem sporo pary… Na szczęście nie miał jej tak dużo jak ja. Gdy dwójka którą trzymałem za uszy już całkiem się poddała i obiecała się uspokoić, zająłem się tym trzecim. Delikatnie go odpychałem, ale on wciąż wracał. Zdecydowałem się wykonać bardziej stanowczy krok. Podniosłem leżący w pobliżu balon z wodą, który prawdopodobnie wypadł jednemu z nich i dzięki niesamowitemu szczęściu nie rozbił się o ziemię i rzuciłem nim mu prosto w pierś. Balon był na tyle duży, że chłopiec prawie cały przemoknął. Podałem mu ręcznik – każdy prawdziwy bohater nosi jeden ze sobą - , a ten się do mnie uśmiechnął i przeprosił. I tak zakończyła się moja pierwsza walka, dzięki której zdobyłem trochę doświadczenia które przyda mi się w przyszłości. Wiedziałem że będzie mnie – jako bohatera – czekało ich jeszcze wiele.
Wraz z chłopcami wróciliśmy pod dom pani Rose. Z minami pełnymi pokory – przeprosili. Pani  Rose powiedziała że nic się nie stało i zaprosiła nas na ciasteczka. Były po prostu przepyszne… Potem starsza Pani oprowadziła nas po swoim domu. Chłopcy oczywiście zatrzymali się przy wielkim telewizorze, ale ja postanowiłem iść dalej. Jak się później okazało – było warto. Minęliśmy łazienkę, 3 pokoje i kuchnię. Przed nami pojawiły się strome schody prowadzące na strych. Tam znajdowało się pełno starych przedmiotów. Często naprawdę rzadko spotykanych. Pani Rose powiedziała, że mogę sobie wciąć co tylko zechcę. Oczywiście nie chciałem wyjść na niewychowanego, więc ograniczyłem się do niesamowitej zmiotki do kurzu. Wraz z nią, od razu otrzymałem mały fragment historii. Ale w sumie dowiedziałem się tylko tego, że jest to zmiotka pochodząca z lat 80-tych i że na całym świecie wyprodukowano ich tylko 10 tysięcy. Podobno to ‘’epicko’’ rzadki okaz. Po miłej gościnie, udaliśmy się w ‘’podróż powrotną’’. Podziękowaliśmy pani Rose, które zaprosiła nas do częstszych wizyt. Odprowadziłem chłopców do domu i udałem się w stronę zachodzącego słońca – bo akurat tam był mój dom.
Po powrocie do domu, prawie od razu rzuciłem się na łóżko. Prawie od razu, ponieważ najpierw zjadłem kolację z rodzicami. Tata jak zwykle opowiadał nam "co to ciekawego działo się w jego pracy". Miesiąc temu został zwolniony z firmy ubezpieczeniowej, ponieważ był zbyt... uczciwy... Tak... Ludzie już nie są ludźmi... Nie można nazywać człowiekiem istoty, która nie ma ludzkich uczuć... No ale wracając do tematu rozmowy przy kolacji - Przedwczoraj mój tata dostał pracę w jakiejś firmie wielobranżowej. Podczas rozmowy, dowiedziałem się w jakiej dokładnie. Mój tata, otrzymał pracę w Yoyodyne. Nie cieszyłem się z tego faktu, ale paradoksalnie to nawet dobrze że dostał pracę akurat tam. Przynajmniej będę miał szansę dowiedzieć się czegoś więcej o tej firmie. Nie chciałem jednak wdawać się w dyskusję z tatą na temat jego pracy, więc postanowiłem, że na razie będę tylko słuchał jego relacji. Przynajmniej już wiem, że codziennie będę dostawał jakieś nowe informacje na temat tej firmy. Po skończeniu kolacji, udałem się do łóżka. Mimo niesamowitego zmęczenia, czułem się cudownie. Pomogłem paru osobom, rodzice w końcu zaakceptowali mój nowy "styl" no i ogólnie… czułem się taki… spełniony. No może jeszcze nie do końca... Jednak wciąż czułem ten niedosyt. Już miałem parę planów na następny dzień, ale nie miałem już czasu, aby o tym myśleć. Byłem po prostu zbyt zmęczony i myślałem już tylko o śnie.
Gdy kolejnego dnia wstałem z łóżka, już wiedziałem co będę robić. Szybko się ubrałem, zbiegłem na dół, zjadłem śniadanie, ucałowałem mamę i wyszedłem poobserwować okolicę. Tym razem naprawdę nie musiałem długo szukać. Dwa domy od mojego, jakiś natrętny urzędnik zamęczał pytaniami pana Smitha. Podszedłem trochę bliżej i chwilę posłuchałem o co chodzi. Podobno Yoyodyne szuka miejsc na swoje nowe placówki, a dom pana Smitha stoi w wręcz idealnym miejscu na taką instytucję. Urzędnik próbował przekonać  go do sprzedaży, ale pan Smith był nieugięty - nie chciał sprzedać swojego rodzinnego domu jakiejś bezdusznej korporacji. Zdecydowanie się z nim zgadzałem, więc postanowiłem się wtrącić. Delikatnie stuknąłem urzędnika w ramię i grzecznie poprosiłem go o odejście. Odwrócił się, chwilę na mnie popatrzył i zignorował. Stuknąłem go jeszcze raz. Tym razem odwrócił się i powiedział żebym sobie poszedł. Po tych słowach odwrócił się i wciąż kontynuował rozmowę z panem Smithem. Stuknąłem go po raz trzeci. Tym razem gdy tylko się odwrócił, to ja kazałem mu odejść. Tym razem mnie nie zignorował. Dał na chwilę spokój panu Smithowi i wziął się za mnie. Kazał mi odejść mówiąc, że to nie moja sprawa. Odpowiedziałem mu że ‘’to moja okolica’’ i ja tu pilnuje porządku, który on właśnie zakłóca. Urzędnik przez chwilę nic nie mówił. Po dwóch minutach wybuchnął śmiechem. Zaczął wyśmiewać mój strój, moją upartość… Ogólnie, wyśmiewał to, co robię. To doprowadziło mnie do szału. Wyjąłem z pasa moją nową broń, którą otrzymałem od pani Rose. On zaczął śmiać się jeszcze głośniej. Po raz ostatni poprosiłem go o odejście. Nie posłuchał. Zacząłem walkę. Uderzyłem go miotełką prosto w piszczel. On już przestał się śmiać. Krzyknął z bólu i zaczął wymachiwać na mnie teczką. Na szczęście dzięki mojej intuicji potrafiłem robić całkiem sprawne uniki. Nie trafił mnie za pierwszym, drugim, trzecim, cz… no nie… akurat za czwartym razem trafił mnie prosto w ramię. Ta teczka ważyła chyba z tonę! Zdecydowałem się na kontratak. Uderzyłem go miotełką w brzuch, bark i plecy. Po tych ciosach, urzędnik już naprawdę mocno się na mnie zdenerwował. Wpadł w jakiś dziki szał. Wyjął papiery z teczki i zaczął nimi we mnie rzucać, aby mnie rozproszyć. Nic nie widziałem przez tą ‘’papierową ścianę’’. Nagle, z nikąd dostałem teczką w głowę. Na chwilę straciłem równowagę. Dobrze że już teraz była pusta w środku, bo pewnie straciłbym przytomność. Tym razem to ja wpadłem w furię. Nic mnie nie potrafiło zatrzymać. Zacząłem go uderzać po głowie miotełką. Uderzyłem go chyba z dwadzieścia razy. Nagle, zaczął mnie błagać o litość. Powiedział że przestanie nękać pana Smitha. Przestałem go bić i pomogłem mu wstać. Następnie, odprowadziłem go do jego samochodu. Pozbierałem wszystkie jego papiery i włożyłem je z powrotem do teczki. Podałem mu ją przez szybę. On lekko, ironicznie się uśmiechnął i odjechał. Byłem z siebie dumny, ale nie dlatego że udało mi się przegonić urzędnika, tylko dlatego, że udało mi się pomóc panu Smithowi, który podszedł do mnie, podziękował, dał mi parę monet i karteczkę. Był na niej napisany jakiś adres. Powiedział że ten adres zaprowadzi mnie do sklepu jego kolegi – Joea – który ma poważne problemy przez wandali. Sklep znajdował się w Plugawym Śródmieściu… Jednym z najbardziej nieprzyjemnych miejsc w okolicy. Postanowiłem się tam udać w weekend. Nie potrafiłbym odmówić pomocy komuś, kto jej potrzebuje. Wróciłem do domu. Poinformowałem rodziców o swoich planach. Musiałem ich poprosić także o trochę monet na autobus. Powiedzieli, że dadzą mi je, jeśli sprzątnę liście z chodnika. Wziąłem z garażu dmuchawę i zacząłem sprzątać. Po godzinie – skończyłem. Odniosłem dmuchawę do garażu i już miałem wracać do domu, gdy nagle coś przykuło moją uwagę. Były to stare, nienaostrzone rzutki. Schowałem je za pas, bo uznałem, że mogą mi się jeszcze przydać. Rozejrzałem się jeszcze chwilę po garażu i wróciłem do domu. Rodzice dali mi monety. Teraz pozostało mi już tylko czekać na sobotę.

 

 

Rozdział 3
Nie jestem jedynym bohaterem

 

 

Do soboty zostało mi jeszcze parę dni. Postanowiłem, że w tym czasie trochę zapoznam się z okolicą - W końcu przeprowadziłem się tu już niecałe 3 miesiące temu, a poznałem właściwie tylko panią Rose, trojkę 10-latków, pana Smitha i urzędnika z Yoyodyne. Zacząłem rozglądać się za ludźmi w moim wieku. Na mój strój założyłem normalne ubrania, aby się nie wyróżniać – i nie budzić niezdrowej sensacji. Poszedłem w stronę parku. Szedłem powoli chodnikiem rozglądając się wkoło. Mówi się, że dobre rzeczy nie spadają z nieba - Ja mam dowód na to, że jednak mogą spaść. Przechodząc między drzewami, usłyszałem jak ktoś krzyknął ,,UWAGA!!!’’. Szybko obróciłem się dookoła, a następnie spojrzałem w górę. Nie zdążyłem nawet podnieść do końca głowy, bo ktoś mi na nią… spadł. Chwilę leżałem na ziemi, a na mnie leżała jakaś tajemnicza postać. Powoli wstałem, delikatnie odpychając tą osobę. Przesuwając ją, przypadkiem pociągnąłem ją za pelerynę… Zaraz… Pelerynę?! Nagle, tajemnicza postać bardzo gwałtownie wstała. Zaczęła mnie przepraszać, tłumaczyła się że nie wie jak to się stało. Niewiele z tego pamiętam, ponieważ po tym co zobaczyłem, całkowicie mnie zatkało. Tajemniczą postacią, która na mnie spadła, była dziewczyna. Co więcej - dziewczyna w stroju super bohaterki! Szybko pomogłem się jej otrząsnąć. Przedstawiłem się i spytałem o to, co ona robiła na tym drzewie. Ona także się przedstawiła. Miała na imię Jenifer. Zaczęła mi tłumaczyć, że z tego drzewa wypatrywała złoczyńców, ale gałąź na której siedziała pękła, a ona spadła. Okazało się, że miała praktycznie takie same zainteresowania jak ja. Była ubrana w żółto-błękitny stój, szare buty, niebieską pelerynę i niebieską maskę. Wyglądała po prostu cudownie. Dowiedziałem się także, że mieszka tylko 3 domy ode mnie. Powiedziałem jej o tym, że ja także jestem początkującym bohaterem. Zdjąłem ‘’przykrywkę’’ i zaprezentowałem jej mój stój. Ona przez chwilę nic nie mówiła, a potem się uśmiechnęła i powiedziała abym poszedł za nią. Zgodziłem się. Po 10 minutach podróży dotarliśmy do jakiegoś domu. Przeszliśmy przez korytarz, salon i weszliśmy do garażu. Ku memu zdziwieniu, zastałem tam pełno osób ubranych w peleryny i stroje. Ustałem w progu i stałem jak wmurowany. Nie spodziewałem się, że tak blisko mnie znajduje się tak duże zbiorowisko bohaterów. Co jeszcze ciekawsze – ja ich w ogóle nie znałem, a oni już wiedzieli o moich dokonaniach. Zaczęli się przedstawiać. Pierwszy podszedł Max – ubrany w pomarańczowo-czerwony strój, pomarańczową maskę, czerwoną pelerynę i czarne buty. Następnie podeszli do mnie bliźniacy – Will i Bill – ubrani w czarno-granatowe stroje, granatowe peleryny, czarne maski i czarne buty. Można powiedzieć że byli to ,,najciemniejsi’’ bohaterowie w tym gronie – oczywiście chodzi tylko o ubiór. Potem podeszli do mnie jeszcze Jack, Steve i Mindy. Byli ubrani kolejno w zielone, szare i różowe stroje, trawiste, czarne i różowe peleryny, zielone, szare i różowe maski, oraz szare buty. Akurat takie buty były w tamtych czasach prawdziwym hitem wśród bohaterów. Max był przywódcą, a Jenifer była jego głównym doradcą. Wspólnie dowodzili tą drużyną nadzwyczajnie zwyczajnych bohaterów. W skrócie DNZB. Will i Bill pełnili rolę ,,Dusz Towarzystwa’’. Zapewniali wiele śmiechu, rozrywki, ale przede wszystkim -- dzięki nim można było się tam poczuć jak w domu. Jack odpowiadał za wyposażenie - to od niego zależało to, czy w razie ataku wszyscy będziemy gotowi do obrony. Steve był typowym komputerowcem. Szukał w Internecie ludzi do drużyny i takie tam… Mindy… A Mindy ładnie się prezentowała. W razie ataku, na 100% odwróciłaby na chwilę uwagę przeciwnika.  Max zaczął mnie oprowadzać po pomieszczeniu. Najpierw pokazał mi herb drużyny – było to wielkie żółte ‘’Z’’ wpisane w czerwoną tarczę w kształcie diamentu, z czarnymi obwódkami. Następnie zaprezentował mi ,,Centrum Dowodzenia’’, czyli główną kwaterę. Tutaj znajdowało się parę krzeseł i średniej wielkości telewizor, na którym wszyscy co jakiś czas oglądali filmy o super bohaterach – dla poprawienia motywacji. Gdy skończył mnie oprowadzać, zadał mi jedno z najważniejszych pytań w moim życiu. Spytał się mnie o to, czy zostanę… członkiem jego drużyny. Nie mogłem mu odmówić. Zgodziłem się. On się uśmiechnął, poklepał mnie po ramieniu i powitał w DNZB. Ten dzień na stałe wpisał się w karty mojej historii. Poznałem wiele nowych osób o takich samych jak moje zainteresowaniach… Dowiedziałem się, że nie jestem jedyny… To jeszcze bardziej motywowało mnie do dalszego działania. Wieczorem Steve pokazał mi coś niezwykłego. Tym ‘’cosiem’’ była pewna strona internetowa z adresem www.herozero.com - było to największe skupisko ‘’bohaterów amatorów’’ na świecie. Na stronie głównej można było znaleźć najnowsze nowinki ze świata bohaterów, sklep ze specjalnymi ofertami strojów, oraz mapę świata. Na tej mapie, były pokazane miejsca zamieszkania wszystkich zarejestrowanych bohaterów. To było niezwykłe! Były tam także pokazane miejsca w których znajdowały się kwatery innych drużyn. Na stronie można było zobaczyć także ranking bohaterów i drużyn. Byli oni segregowani według paru podstawowych kryteriów. Między innymi doświadczenia, ilości wygranych walk i ilości osób której dana osoba pomogła. Ogólnie, znajdywało się tam wszystko co dotyczyło bohaterów. Podziękowałem Stevowi za pokazanie mi tej strony. Zapisałem sobie adres i szybko pobiegłem do domu. Biegłem szybko, ponieważ i tak już byłem spóźniony na kolację. Po powrocie opowiedziałem rodzicom o tym, co mi się przytrafiło. Na początku nie wiedzieli co powiedzieć – trochę zaskoczyło ich to, o czym mówiłem, ale potem stwierdzili że są szczęśliwi, ponieważ w końcu poznałem nowych znajomych. Bo jak już wcześniej wspominałem – przeprowadziłem się tu blisko 3 miesiące temu i przez ten czas nikogo nie poznałem – oczywiście oprócz tych paru osób, o których już wspomniałem. To był jeden z najlepszych dni w moim życiu! – ale także jedne z bardziej wyczerpujących, ponieważ akurat wtedy mieliśmy w drużynie ogólne sprzątanie i musiałem podnosić co chwilę różne ciężkie przedmioty - takie jak dajmy na przykład pudełka po pizzach. Mimo ogromnego zmęczenia, nie mogłem zasnąć. Może było to spowodowane moją ogromną radością, a może tym, że wypiłem tego dnia chyba z 5 filiżanek kawy. Na szczęcie – ok. godziny 23 – w końcu zasnąłem. Tak zakończył się jeden z moich najlepszych dni. Poznałem parę niesamowitych osób i odnalazłem swoje miejsce na tym świecie. W końcu znalazłem znajomych, którzy akceptowali to co robię… I byłem z tego powodu bardzo szczęśliwy.

 

 

Rozdział 4
Niespodzianka?...

Byłem w drużynie już od tygodnia. Max powiedział że przygotował dla mnie dziś coś specjalnego i to nie dawało mi spokoju. Wciąć myślałem tylko o tym, ‘’co to takiego’’.... Wiedziałem tylko tyle, że mam się stawić w parku koło naszej kwatery o godzinie 22.
Gdy nadeszła odpowiednia godzina, przyszedłem do parku. Czekali tam na mnie wszyscy członkowie drużyny. Zanim zdążyłem zadać pytanie, usłyszałem głośne kroki. W oddali zobaczyłem mniej więcej 6 postaci. Dopiero teraz Max wyjaśnił mi o co chodzi. Była to pierwsza walka rankingowa naszej drużyny. Wciąż nie wiedziałem o co chodzi, więc poprosiłem Steva o wyjaśnienie. Powiedział mi, że walka rankingowa to taka walka, której wynik zadecyduje o naszej pozycji w miejscowym, oraz ogólnym rankingu. Dowiedziałem się także, że obecnie zajmujemy 8 ( ostatnią ) pozycję w rankingu miejscowym, oraz 19 542 w rankingu ogólnym ( z 20 693 ).
Miałem jeszcze więcej pytań, ale zanim zdążyłem jakiekolwiek zadać,  nasi przeciwnicy do nas dotarli. Steve szybko odpalił swojego smartphona i na herozero.com sprawdził dane naszych oponentów. Z całego jego nerdowego gadania zrozumiałem tylko tyle, że naszym przeciwnikiem jest drużyna o nazwie "Wojownicy X", zajmująca 5 pozycję w rankingu miejscowym.
Walka się rozpoczęła. Pierwsza walczyła Melanie. Jej przeciwnikiem był masywny chłopak, wyższy od niej o jakieś 20 cm.  Powaliła go jednym precyzyjnym ciosem w brzucho – nie wiem jak ona to zrobiła. Chłopaka odciągnięto na bok, a kolejnym przeciwnikiem Melanie była dziewczyna o podobnym wzroście. Tym razem walka nie zakończyła się po pierwszym uderzeniu. Całość trwała około pięciu minut. Niestety Melanie po przyjęciu 5 silnych ciosów nie była w stanie już walczyć. Na jej miejsce weszła Jenifer. Jej styl walki był niesamowity. Robiła wiele uników i zadawała precyzyjne ciosy przeciwnikowi. Z łatwością pokonała przeciwniczkę i kolejnych 2 przeciwników. Niestety nie była w stanie pokonać już kolejnego wroga, którym był główny bardzo silny i wytrzymały doradca drużyny. Szybko pokonał Jenifer, a później kolejno prawie wszystkich z naszej drużyny z wyjątkiem mnie i Max’a. Nadeszła moja kolej. Zacząłem silnym ciosem w nogi. Olbrzym prawie tego nie odczuł. Wyprowadził cios na głowę, którego niezwykłym szczęściem udało mi się uniknąć. Postanowiłem zmienić strategię. Przestałem atakować nogi i zacząłem stosować podobną strategię do mojego przeciwnika – zadawałem ciosy na górne partie jego ciała. Te ciosy już wyraźnie odczuwał. Walka nie była krótka mimo osłabienia przeciwnika wywołanego poprzednimi walkami. Po długiej, wyczerpującej walce wygrałem, ale nie czułem się na siłach, aby pokonać kolejnego przeciwnika - ich przywódcę. Nie mogłem nic wskórać, ale wiedziałem że każde osłabienie mojego przeciwnika, pomoże Max’owi. Walczyłem do końca swych sił – czyli w sumie krótko… Uderzyłem go może z 3 razy? Dwóch jego ciosów uniknąłem, ale trzeci niestety dotarł do celu, jakim była moja twarz… Po tym ciosie już się nie otrząsnąłem. Padłem na ziemię. Nie mogłem samodzielnie wstać. Podbiegli do mnie moi kulejący przyjaciele. Podnieśli mnie, odnieśli na bok i opatrzyli. Szło im to trochę wolno, ponieważ ich uwaga była skupiona głównie na walce Max’a. Początek nie był dla niego zbyt udany. Max’owi nie udało się uniknąć bardzo silnego ciosu na głowę. Na szczęście już chwilę później był w stanie przystąpić do kontry. Podhaczył przeciwnika i zaczął go silnie okładać. Ale nie trwało to zbyt długo, bo Max został przez niego odepchnięty. Zebrał serię ciosów w klatkę piersiową. Padł na ziemię. Odwrócił się w naszą stronę. Wiedział że w jego rękach leży reputacja naszej drużyny. Znacząco się do nas uśmiechnął, wstał i zaczął znowu walczyć. Mimo zmęczenia obu stron, walka ciągnęła się jeszcze bardzo długo. Po 20 minutach, wiadomo już było, że o wyniku walki zadecyduje ostatni cios. Należał on do wroga, który już zaczął wyprowadzać uderzenie. Max mógł już liczyć tylko i wyłącznie na szczęście. Wszystkim zaparło dech w piersiach. Przez chwilę wydawało mi się, że czas gwałtownie zwolnił, a gdy ręką przeciwnika była blisko twarzy Max’a, wydawało mi się, że czas się wręcz zatrzymał. Chwilę później czas już znowu płynął normalnie. Nie wiem czy to była kwestia wyłącznie szczęścia, czy może umiejętności Max’a, ale jakoś udało mu się w ostatniej chwili uniknąć tego ciosu i wyprowadzić szybką kontrę w plecy rywala.  Przywódca Wojowników padł na ziemię twarzą w dół. Wszyscy zaczęliśmy krzyczeć z radości. Podbiegliśmy do Max’a i podnieśliśmy go do góry. Już chcieliśmy wracać do kwatery, ale Max powiedział, abyśmy się zatrzymali i go opuścili. Zrobiliśmy to co kazał. Zaczął iść w stronę odchodzących przeciwników. Nie wiedzieliśmy co chce zrobić. Zawołał on ich przywódcę. Ten się zatrzymał. Max zbliżył się i powiedział tylko jedno, krótkie zdanie - "Dziękuję za wspaniałą walkę" - po czym podał mu rękę. Rywal przez chwilę stał i najwyraźniej nie wiedział co zrobić. Ale w końcu uśmiechnął się i podał Max’owi rękę. Max pożegnał się z Wojownikami w imieniu nas wszystkich i wrócił. Powoli rozeszliśmy się do domów. Mimo licznych ran - byłem szczęśliwy jak nigdy. Drużyna się rozwijała, powoli wspinała się po rankingu - teraz byłyśmy już nie 8, a 6 - a moje relacje z członkami grupy stawały się coraz to bardziej zżyte. Najlepsze relacje miałem z Jenifer i Max’em. Staliśmy się właściwie najbardziej zintegrowaną częścią drużyny. Gdy wróciłem do domu, myślałem tylko o drużynie – o tym, co jeszcze mnie czeka...

 


Rozdział 5
Łotr atakuje!

 

                Przez następne 3 tygodnie co chwilę atakowaliśmy jakieś drużyny, bądź byliśmy atakowani. Dzięki temu wskoczyliśmy na 2 miejsce w rankingu miejscowym. Drużyna się rozwijała. Wczoraj postanowiliśmy wydać trochę monet i kupiliśmy sobie nowy stół, szafkę i telewizor. Poza tym pomalowaliśmy też ściany na ładniejszy kolor. Wszystko szło po naszej myśli. Aż do momentu, w którym zadzwonił do nas burmistrz.
                Max odebrał i przełączył na głośnik. Burmistrz Humphreydale najwyraźniej się bardzo stresował – było to słychać po tonie jego głosu. Na początku niczego nie zrozumieliśmy z tego bełkotu, aż w końcu na chwilę się otrząsnął i powiedział ‘’Żartowniś znowu pojawił się w naszym miasteczku! Robi kawały niewinnym ludziom. Nasze służby porządkowe są teraz na wakacjach i potrzebujemy waszej pomocy! Przybywajcie jak najszybciej i jak najliczniej.’’. Przez chwilę wszyscy staliśmy jak wmurowani, ale ta chwila nie trwała długo. Wiedzieliśmy co powinniśmy zrobić - szybko wyruszyliśmy szukać łotra. Nasze poszukiwania nie trwały długo – już po chwili zobaczyliśmy wielki tłum osób z pelerynami. Były tam tysiące ludzi, a wszyscy mieli tylko jeden cel – chcieli powstrzymać łotra. Helikopter transmitował widok z centrum walki. Patrzyliśmy na telewizor w pobliskim sklepie – to było coś niespotykanego. Dziesiątki bohaterów jednocześnie zadawały cios łotrowi – a on nawet nie drgnął. Tzn. drgnął – zamachnął się ręką i powalił wszystkich przeciwników na ziemię – ziemię znajdującą się 20 metrów dalej. Widać było też chmurę różnorakich przedmiotów ciskanych w wroga. Poczynając od starych jajek, kończąc na długopisach. Ustaliśmy na krańcu koła i czekaliśmy na okazję do ataku. Dość szybko się zbliżaliśmy – na miejsce z którego już mogliśmy swobodnie atakować dotarliśmy w 4-5 minut. Zaczęliśmy – tak jak większość – od rzucania w łotra bronią rzucaną. Potem gdy po kolei  wszyscy przed nami lądowali po ciosie poza okręgiem, mogliśmy przystąpić do ataku. Mało wskóraliśmy, ale wiedzieliśmy, że każdy cios jest ważny – dlatego staraliśmy się zadać ich jak najwięcej. Gdy już się lekko zmęczyliśmy, żartowniś się głośno zaśmiał i uderzył nas z wielką siłą. Tylko Max’owi udało się uniknąć ciosu – on walczył dalej, a my musieliśmy znowu czekać w ‘’kolejce’’. Po chwili dołączył do nas Max – drugiego ciosu już nie udało mu się uniknąć. Po 3 godzinach wszyscy byliśmy już padnięci – łotr także. Widzieliśmy, że zaraz padnie i bardzo nam zależało aby to któreś z nas zadało mu ostateczny cios. Wszyscy zjedliśmy oponki. Od razu poczuliśmy energię przepływającą przez nas. W mgnieniu oka przedarliśmy się do łotra. Zadawaliśmy bardzo silne ciosy. Łotr zaatakował, ale tym razem tylko Steve nie uniknął ciosu. Wszyscy praktycznie w tym samym momencie zadaliśmy cios. Łotra odstrzeliło na dwa metry. Padł na ziemię i już nie był w stanie wstać. Przez chwilę dookoła zapanowała niesamowita cisza. Ale szybko przerwał ją krzyk jakiegoś dzieciaka – ‘’WYGRALIŚMY!’’.
                Wszyscy zaczęliśmy się cieszyć. Do żartownisia podbiegł jakiś policjant – szkoda, że nie zjawił się wcześniej – i zakuł go w kajdanki. Nasza radość nie miała końca. Po chwili zobaczyliśmy postać burmistrza zbliżającego się do środka ‘’okręgu’’. Ustał obok nas i przemówił – ‘’W imieniu własnym i całego Humphreydale, dziękuję Wam – wspaniali bohaterzy obu płci – za pomoc w walce z tym przestępcą. Gdyby nie wy, zapewne wciąż terroryzowałby tą okolicę swoimi nieśmiesznymi żartami. Na każdego z Was, czeka nagroda. Podejdźcie do stoiska przy moim domu – tam odbierzecie specjalny przedmiot i trochę monet. Wiem, że dzięki tej walce jesteście bogatsi o nowe doświadczenie. Mam nadzieję, że w przyszłości też będziecie pomagali bronić naszego miasta przed takimi łotrami. Szczególnie chciałbym podziękować Waszej dziesiątce – To Wy najbardziej przyczyniliście się do tego zwycięstwa - zadając łotrowi największą ilość ciosów.’’ W tym momencie zwrócił się w naszą stronę. Naszą – czyli całej naszej drużyny i kilku innych osób. Całej, poza Stevem… Niestety on bardzo szybko zostawał pokonany… Do burmistrza podeszła jakaś pani i wręczyła mu pewien karton. Otworzył go i zaczął podchodzić do 10 bohaterów po kolei. Każdemu z nich wręczył ziemno-wodną pelerynę. Na końcu został Max. On nie otrzymał tego co wszyscy. Burmistrz znowu się odezwał – ‘’Szczególnie chciałbym podziękować… Jak masz na imię chłopcze?... Ach tak, dziękuję. Szczególnie chciałbym podziękować Max’owi. To on najbardziej przyczynił się do tego zwycięstwa. Za jego bohaterskość, chciałbym mu wręczyć tą oto pelerynę…’’ W tym momencie podał Maxowi piękną, połyskującą Ironiczną Pelerynę. O przedmiotach tego typu krążyły legendy! Poza Max’em, taką pelerynę otrzymał też pewien chłopiec, który zadał ostateczny cios łotrowi.
                Wszyscy wróciliśmy do kwatery szczęśliwi. Nawet Steve – który otrzymał epicki przedmiot. Dostał jakieś wielkie działko wodne. Z pewnością pomoże mu to w następnych walkach. Chwilę posiedzieliśmy, porozmawialiśmy, aż w końcu rozeszliśmy się na kolejne ‘’misje’’ porządkowe. Dzięki zaangażowaniu bohaterów, w Humphreydale zmniejszała się liczba urzędników Yoyodyne. Zmniejszała się – ale wciąż była to duża liczba. Wiedzieliśmy, że aby ich całkowicie stąd wypędzić, będziemy musieli się bardziej do tego przyłożyć, ale tego dnia nie miałem już siły o tym rozmyślać – i tak byłem już po 4 napojach energetycznych. Oczy zaczęły mi się kleić. Nie potrafiłem myśleć już o niczym poza snem. Chwilę później byłem już w domu. Przywitałem się z rodzicami, zjadłem szybko kolację i poszedłem do swojego pokoju. To był kolejny dzień, w którym zasnąłem z uśmiechem na twarzy.

 


Rozdział 6
Idę dorabiać

Ostatnio moja drużyna prężnie się rozwijała, ale niestety - ja nie. Brakowało mi monet na siłownię i trenerów... Poprosiłem Max’a o radę. Powiedział mi, że w pobliskiej kawiarni szukają kelnera. Pracuję tyle, ile mi się podoba, a zarabiam 150 monet na godzinę! Bardzo mnie to zaintrygowało, więc już chwilę później poszedłem udałem się w miejsce wskazane mi przez niego.
Na miejscu właściciel lokalu wytłumaczył mi jakie panują tam zasady. Nie słuchałem go zbyt uważnie... Zacząłem go słuchać dopiero wtedy, gdy zapytał się mnie o godziny pracy, które mnie interesują. Odpowiedziałem mu że mogę pracować od teraz, przez najbliższe 9 godzin. Mój nowy szef już nic nie mówił. Podał mi rękę i odszedł. Zacząłem pracę... Właściwie nic ciekawego się tam nie działo... Ale wytrwale serwowałem ludziom kawę, manewrowałem z brudnymi talerzami między stolikami i odbierałem zamówienia od – często nieuprzejmych – klientów.
Po 7 godzinach byłem już całkiem padnięty. Ledwo trzymałem się na nogach.
Gdy już prawie zasnąłem z wyczerpania, zadzwonił mój telefon. To Max – zadzwonił, aby poprosić mnie o pomoc. Ponoć cała drużyna stara się uporać z dużą ilością urzędników Yoyodyne na Przedmieściach. Musiałem im pomóc. Szybko wybiegłem z kawiarni -  wybiegając złapałem jeszcze kubek gorącego expresso - i pobiegłem do miejsca o którym wspomniał mi Max. Mój pracodawca coś za mną krzyknął, ale biegłem tak szybko, że niczego nie byłem w stanie zrozumieć.
Gdy uporaliśmy się z masą trudnych przeciwników, mogłem spokojnie wrócić do kawiarni po swoje wynagrodzenie za 8 godzin pracy.
Kawiarnie już zamykali. Mój pracodawca stał przy wejściu z kluczami. Gdy poprosiłem go o wynagrodzenie, on głośno się zaśmiał i powiedział "Słuchałeś, gdy czytałem ci zasady panujące tutaj? Aby otrzymać wynagrodzenie, musisz przepracować wszystkie ustalone godziny. A skoro opuściłeś pracę - nie przepracowałeś tych ustalonych PRZEZ CIEBIE 9 godzin, co oznacza, że nie otrzymasz monet.". Zacząłem się z nim kłócić. Przecież opuściłem mniej niż godzinę pracy. On - według mnie - nie miał prawa nie wypłacać mi należnych mi monet. Kłóciłem się z nim tak jeszcze przez 15 minut, ale w końcu uświadomiłem sobie, że to mój błąd. Pełen pokory pożegnałem go i udałem się do domu. Nauczyłem się, że warto słuchać zasad.
Następnego dnia znowu udałem się do kawiarni szukać zatrudnienia. Jeszcze raz odsłuchałem zasad – tym razem słuchałem uważnie. Znowu ustaliłem, że będę pracował 9 godzin. Tym razem nie przerwałem pracy. Gdy czas minął, mój szef do mnie podszedł i wręczył mi wynagrodzenie. Otrzymałem 1000 monet i automat do kawy - rzadki model. Co prawda wolałem monety od automatu, ale niestety mój pracodawca nie miał jak mi ich dać, więc zgodziłem się na przyjęcie zamiast nich automatu. Za monety opłaciłem siłownię i trenerów, dzięki czemu poprawiłem swoją siłę, kondycję, precyzję i zdolność uników, natomiast automat do kawy stanął na szafce w naszej kwaterze.

 


Rozdział 7
Czas poćwiczyć na własną rękę

 

Opłaty za siłownię i trenerów stawały się coraz to wyższe. Im byłem silniejszy i wytrwalszy – tym z coraz to bardziej skomplikowanych sprzętów musiałem korzystać, a za nie musiałem płacić dodatkowe monety. A im byłem lepszy w sztukach walki – tym trenerzy musieli poświęcać mi więcej czasu, co równało się z tym, że musiałem im płacić coraz to większe sumy. Już ledwo starczało mi na dzienne składki na drużynę, więc postanowiłem coś z tym zrobić.
Gdy po zakończonym zadaniu wróciłem do domu, nie udałem się do swojego pokoju. Poszedłem do garażu. Moi rodzice pracowali blisko, więc tata sprzedał nasz samochód, przez co garaż był właściwie całkiem pusty. Znalazłem tam trochę czasopism, jakieś puchary… Ogólnie – same niepotrzebne rzeczy. Zacząłem już tracić nadzieję na znalezienie czegoś pożytecznego, aż nagle zauważyłem coś za szafą. Od razu ją odsunąłem. Za szafą stało coś, czego w życiu bym się tam nie spodziewał – pełno sprzętów do ćwiczeń. Teraz przypomniałem sobie, że mój tata kiedyś – gdy chciał schudnąć – nakupował przez internetowe sklepy pełno takiego wyposażenia. Schudnąć co prawda mu się nie udało, ale wciąż pamiętam jak upuścił 40 kilogramową sztangę na podłogę w salonie. Mama była na niego wściekła. Panele popękały i tata musiał kupić nowe. Niestety nie znalazł takich samych, więc przykrył to wszystko dywanem - od tamtej pory chowa tam różne rzeczy przed mamą. Znalezienie tych sprzętów było dla mnie okazją do treningów za darmo. Bez dłuższego zastanawiania się, odsunąłem szafę i zacząłem wynosić wszystkie te sprzęty na środek garażu. Poszedłem na chwilę do domu po gąbkę i wiadro z wodą. Zacząłem wszystko dokładnie czyścić. W garażu było też parę pojemników ze smarem, więc mogłem wszystko dokładnie odnowić. Zdjąłem ze wszystkiego pajęczyny, starłem kurz, odrdzewiłem colą i nasmarowałem smarem. Po paru godzinach, wszystkie te sprzęty wyglądały jak nowe. Ale nie mógłbym ćwiczyć w brudnym garażu – to niebezpieczne. Dlatego poświęciłem dodatkową godzinę na czyszczenie go. Gdy skończyłem, było już późno. Poszedłem do swojego pokoju. Byłem tak zmęczony, że moje oczy same się zamykały. W końcu zasnąłem.
Gdy się obudziłem, szybko wszedłem pod prysznic i się wykąpałem – poprzedniego dnia strasznie się upaćkałem. Zjadłem śniadanie aby nabrać sił i poszedłem na moją domową ‘’salę treningową’’. Zacząłem od pierwszej rzeczy którą zobaczyłem – sztangi. Po podniesieniu sztangi nad głowę 10 razy – trzykrotnie – od razu poczułem się znacznie silniejszy. Ale zaczęły mnie boleć ręce, więc postanowiłem poćwiczyć swoją wytrzymałość, słuchając płyt zespołów których nienawidziłem… Wytrzymałem tylko 15 minut, ale za to stawałem się coraz to bardziej odporny na tego typu rzeczy. Potem po prostu usiadłem przed starą konsolą i grałem w różne gry zręcznościowe. Po 3 godzinach grania, czułem że mój refleks zdecydowanie się poprawił – z pewnością to pomoże w unikaniu ciosów. Moje ręce trochę odpoczęły, więc zrobiłem jeszcze jedną serię podniesień sztangi – więcej już nie dałem rady. Od tamtego dnia, codziennie ćwiczyłem w garażu. Ale codziennie musiałem ćwiczyć coraz więcej, gdyż ćwiczenia stawały się dla mnie coraz łatwiejsze.
Teraz, gdy dorabiałem sobie w różnych miejscach, ćwiczyłem w płatnych ośrodkach, lub w domu – nie mogłem już powiedzieć, że wolno się rozwijam. Powoli stawałem się najsilniejszym członkiem naszej drużyny. Brałem udział w coraz to większej ilości pojedynków 1v1, dzięki czemu wskakiwałem na coraz to wyższe miejsca w rankingu Hero Zero. Nasza drużyna w końcu stała się najlepsza w okolicy. Nikt nie był w stanie nam ‘’podskoczyć’’. Mimo wielu sukcesów, nie przestawaliśmy się starać. Może każdy inny na naszym miejscu w końcu by sobie trochę odpuścił, ale my tacy nie byliśmy. My chcieliśmy osiągnąć coś więcej. My chcieliśmy być po prostu najlepsi na świecie.

 

 

Rozdział 8
Misja Specjalna…

 

Bohaterem byłem już od całkiem długiego czasu, a mimo to, wciąż nie miałem okazji zrobić żadnej ‘specjalnej’ misji. Takiej misji, która byłaby dla mnie prawdziwym wyzwaniem. Wszyscy wyobrażamy sobie, że życie bohatera jest bardzo ciekawe, pełne akcji... ŻYWE... Podczas gdy tak naprawdę, często bywa nudniejsze od życia przeciętnego człowieka.  W czasie, gdy przeciętny Kowalski gra w niesamowicie fajne gry na konsoli - bohater musi czuwać nad bezpieczeństwem okolicy, co niestety ( choć w sumie... Może właśnie "stety"? ) nie zawsze wiąże się z trudnymi walkami, potężnymi przeciwnikami, których twarze zna pewnie każdy. Czasem uda się nam - bohaterom - doczekać takiej walki, ale to naprawdę sporadyczne przypadki. Na moje szczęście – ja właśnie natrafiłem na taki "przypadek".
Podczas jednej z typowych misji zwiadowczych, natrafiłem na coś ciekawego. Blisko fabryki babeczek znalazłem podejrzane zdjęcie płaczącej dziewczynki niesionej przez jakiegoś tajemniczego typa. Początkowo nie zainteresowałem się znaleziskiem, ale wziąłem je ze sobą, aby poddać je specjalistycznej analizie.
Zacząłem od podstawowych testów - powąchałem i posmakowałem papieru na którym zostało wykonane zdjęcie, a następnie przyglądałem się mu bez przerwy przez 7 minut i 34 sekundy ( taki czas sugeruje poradnik początkującego detektywa, który kupiłem w Centrum Granbury ). Niestety - moje obawy potwierdziły się. Zdjęcie zostało wykonane aparatem marki Yokon 5700, o rozdzielczości 21.6 mpix i zoom'ie x20, a wydrukowano je drukarką atramentową, która jest w stanie drukować zdjęcia w wysokiej jakości o rozdzielczości przekraczającej 15.4 mpix (!!!). Dodatkowo, drukarka ta posiada defekt, przez który 247 piksel w drugim rzędzie od lewej - wychodzi trochę za jasny. Dzięki metodzie dedukcji - a także napisowi z tyłu zdjęcia (zaczynającym się na ‘’wykonano w(…)’’- mogłem łatwo stwierdzić, że zdjęcie na 100% zostało wydrukowane w firmie, obok której je znalazłem. Teraz pozostało mi już tylko wszcząć szczegółowe śledztwo w tej sprawie.
Zacząłem od przeszukania okolic fabryki - nie znalazłem tam niczego ciekawego, z wyjątkiem wyrywku z gazety z nagłówkiem "Gdzie jest Lucy?". Uznałem to za mało przydatny przedmiot, ale postanowiłem zachować go sobie na później - aby mieć coś do poczytania w razie, gdyby mi się znowu nudziło.
Po wstępnym zapoznaniu się z terenem, postanowiłem zacząć wywiady wśród pracowników fabryki. Na jej teren nie było ciężko się dostać - wystarczyło przejść obok krótkiego szlabanu znajdującego się na wjeździe. Już po paru krokach danych na terenie zakładu, usłyszałem męski głos za moimi plecami. Wysoki - i całkiem szeroki - mężczyzna w dziwnym stroju zaczął się mnie pytać o to, co ja tutaj robię i gdzie mam swoją przepustkę. Powiedziałem mu że prowadzę tu dochodzenie i że nie potrzebuję przepustki. Mężczyzna przez chwilę stał i nad czymś się zastanawiał. Podrapał się po podbródku i najwyraźniej w tym  momencie sobie coś uświadomił, bo całkowicie zmienił wyraz twarzy - z "neutralnego", na "wrogi". Już nie pytał się mnie co tu robię, tylko kazał mi wyjść. Gdy zacząłem pytać "Dlaczego?" - oberwałem czymś ciężkim w łeb.
Obudziłem cię na chodniku blisko fabryki. Na głowie miałem sporego guza. Już chciałem się poddać i zostawić tą sprawę w spokoju, ale zauważyłem coś, co całkowicie zmieniło moje podejście do niej.
Gdy upadłem, z kieszeni wyleciał mi fragment gazety który wcześniej tu znalazłem. Teraz - leżąc na ziemi i chwilowo nie mogąc się poruszać, postanowiłem przyjrzeć się temu artykułowi. Sprawa Lucy była jedną z najgłośniejszych spraw ostatnich lat. Córka biznesmena posiadającego 20 zakładów produkujących oponki, została porwana prawie miesiąc temu. Mimo wielkiego zaangażowania policji, miejsce pobytu Lucy wciąż pozostaje tajemnicą. Do artykułu zostało dodane także zdjęcie dziewczynki z podpisem "Tak wygląda Lucy, jeśli ją widziałeś/widziałaś - zadzwoń.". Chwilę przyglądałem się zdjęciu zanim zacząłem sobie coś kojarzyć. Może było to wywołane mocnym urazem głowy, a może po prostu w końcu musiałem do tego dojść. W mgnieniu oka zacząłem łączyć fakty - już po chwili wiedziałem co się tutaj dzieje. Dla pewności porównałem jeszcze zdjęcie z artykułu z zdjęciem które tu znalazłem. Moje przypuszczenia okazały się prawdziwe - dziewczynki na obu zdjęciach są tą samą osobą. To wyjaśniało zachowanie ochroniarza. Już wiedziałem że nie mogę się poddać. Postanowiłem działać. Nie mogłem wezwać pomocy, bo wtedy porywacze mogliby usłyszeć, lub zauważyć policjantów zbliżających się do fabryki i uciec. Musiałem działać sam - szybko i niepostrzeżenie.
Musiałem oczywiście chwilę odczekać, bo wciąż byłem wpół przytomny i wciąż leżałem bezsilny na ziemi. Odzyskiwanie sił zabrało mi mniej więcej godzinę - po tym czasie ponownie przeszedłem obok szlabanu i ponownie zatrzymał mnie ochroniarz. Zdążył powiedzieć tylko "Co ty tutaj zno..." i poczuł moją pięść na swojej twarzy. Padł na ziemię jak kłoda. Szybko zabrałem mu przedmioty które mogłyby mu się przydać do wezwania pomocy w razie, gdyby się szybko ocknął. Gdy upewniłem się, że ochroniarz "śpi", szybko udałem się na spotkanie z kolejnym przeciwnikiem.
Kolejnych  5 oponentów okazało się dla mnie banalnie prostymi do pokonania. Dopiero 7 przeciwnik zaczynał stawiać ‘’większy opór’’. Walka z nim okazała się znacznie trudniejszą od poprzednich. To już nie była kwestia 3-5 ciosów.
Gdy tylko do niego podszedłem, oberwałem pierwszy raz. Przeciwnik uderzył mnie z zaskoczenia w brzucho. Cios był na tyle potężny, że wyrzucił mnie na 1.5 metra do tyłu. Kolejny cios zadałem już ja - trafiłem go prosto w szczękę. Mimo to - on wciąż stał niewzruszony. Po chwili skontrował ciosem na głowę, którego o mały włos nie przyjąłem. W ostatniej chwili udało mi się go uniknąć. Wyczekałem momentu i szybkim ruchem, kopnąłem przeciwnika w udo. To najwyraźniej go zabolało, bo wrzasnął i wpadł w lekki szał. Walił właściwie na oślep, dzięki czemu udało mi się uniknąć większości jego ciosów. No właśnie... Większości - bo kilka z nich dotarło do celu. Oberwałem z pięści w bark i żebra. Poza tym, otrzymałem też porządnego kopniaka w brzuch, który mnie przewrócił. Leżąc, przypomniałem sobie o mojej starej broni rzucanej, którą wciąż mam w kieszeni. Wyciągnąłem parę rzutek i zacząłem nimi rzucać w przeciwnika. Po każdym rzucie lekko się przybliżałem. Przeciwnik tylko co chwilę krzyczał "Auć!", "Ał!" i "Aua!"! Po którymś rzucie, byłem wstanie znowu zaatakować przeciwnika klasyczną metodą. Postanowiłem to wreszcie zakończyć. Zdzieliłem mu parę razy w twarz i zakończyłem serię potężnym kopem w klatkę piersiową. Przeciwnik padł na ziemię. Już nie był w stanie że mną walczyć. Kolejnych dwóch przeciwników było równie silnych co poprzedni. Musiałem zjeść parę oponek aby szybciej odzyskać siły. Mimo wielu utrudnień - w końcu dotarłem do biura prezesa tej firmy. Na chwilę ustałem przy drzwiach, aby zorientować się, czy w pomieszczeniu znajduje się ktoś poza prezesem.
Usłyszałem krzyk dziewczynki. Nie mogłem długo czekać - postanowiłem wkroczyć. Mocnym kopniakiem wyważyłem drzwi. Prezes odwrócił się w moją stronę i zapytał: "A coś ty za jeden?". Odpowiedziałem mu tak, jak zawsze chciałem komuś odpowiedzieć - "Jestem Jimmi.". Może dla większości osób takie "powiedzonko" nie brzmi za fajnie, ale z momentem wypowiedzenia tych słów - poczułem dumę. Wiedziałem że to co robię jest dobre. Ale nie miałem czasu na zadumy. Zwróciłem się do prezesa następującymi słowami: "Wypuść dziewczynkę! Bo inaczej..."  "Bo inaczej co?"- przerwał mi. Moja kolejną odpowiedź nie była zaskakująca - "Bo inaczej TO!". W momencie wypowiedzenia tych słów, rzuciłem się na prezesa. Nie był on łatwym przeciwnikiem. Przez babeczki które wciąż wcinał, stał się bardzo masywny. Początkowo nie mogłem znaleźć na niego żadnej skutecznej strategii. Rzutki nie robiły na nim większego wrażenia, ciosy w brzuch tym bardziej. Podczas gdy ja szukałem sposobu na pokonanie przeciwnika, on zadawał mi bolesne ciosy swoją masywną ręką. Po serii potężnych ciosów że strony przeciwnika, uświadomiłem sobie wreszcie, gdzie tkwi jego słabość. Prezes jest tak masywny, że ciężko jest mu się poruszać. Nie atakuje mnie w ogóle nogami i właściwie nie rusza się z miejsca. Już wiedziałem co powinienem zrobić.
Zacząłem go okrążać i sprzedawać mu kopniaki że wszystkich stron. Okrążałem go tak przez parę dobrych minut. Powoli zaczynało mnie to męczyć, ale na pewno nie tak bardzo jak mojego przeciwnika. Po tych kilku minutach nieustannego kręcenia się wkoło, prezes ledwo już stał na własnych nogach. Nie dość że był strasznie zmęczony - kręciło mu się strasznie w głowie. Postanowiłem skorzystać z tej okazji. Wziąłem lekki rozbieg i z podskoku kopnąłem go w jego wielki brzuch. Gigant obalił się na swoje biurko, łamiąc je na parę części. Dziewczynka którą dotąd stała cicho w kącie - zaczęła podskakiwać z szczęścia. Podbiegła do mnie. W mgnieniu oka na mnie wskoczyła. Objęła moją szyję, pocałowała w policzek i szepnęła mi do ucha - "dziękuję.". Naprawdę mocno się wtedy wzruszyłem.
Z telefonu prezesa zadzwoniłem na policję. Już po chwili funkcjonariusze zjawili się w fabryce. Zaaresztowali jej pracowników. Ja trzymając Lucy za rękę, powoli wyszedłem z budynku. Otworzyłem główne drzwi. Oślepił mnie blask flash’y połączonych z syrenami policyjnymi. Na chwilę nastała cisza, pośród której było słychać tylko sporadyczne szepty. I w momencie w którym moje oczy przyzwyczaiły się do światła - reporterzy, przechodnie i policjanci - zaczęli klaskać. To było coś pięknego...
Zobaczyłem dwie postacie biegnące w moją stronę. Byli to rodzice Lucy. Podbiegli do nas, odebrali ode mnie dziewczynkę. Jej ojciec uścisnął mi rękę i podziękował. Teraz zarówno ja, jak i Lucy i jej rodzice, mieliśmy łzy w oczach. Widząc szczęście tej rodziny, byłem z siebie strasznie dumny.
Po paru godzinach wywiadów, udało mi się w końcu odetchnąć. Wróciłem powoli do domu. W drzwiach czekali już na mnie rodzice, którzy już wiedzieli o moim bohaterskim czynie. Przytulili mnie, powiedzieli, że są ze mnie dumni i kazali mi wejść już  do środka – bo ich zdaniem na dworze było strasznie zimno. Na stole czekała już na mnie wyśmienita kolacja. Nieczęsto miałem okazję jeść takie delikatesy. Do północy opowiadałem rodzicom całą tą historię i chyba pierwszy raz, moi rodzice słuchali mnie z takim skupieniem. Do 2 w nocy nie mogłem spać. Wciąż nie wierzyłem że to naprawdę się wydarzyło.
Następnego dnia, okazało się że całe Humphreydale słyszało o moim wyczynie. Na ulicach ludzie zaczepiali mnie i NAWET prosili o autografy. W kwaterze znowu opowiadałem tą historię. Wszyscy – tak jak moi rodzice – słuchali mnie z wielkim zainteresowaniem. Gdy skończyłem, bili brawa i gratulowali mi. Wszyscy byli pod wielkim wrażeniem moich dokonań. Stałem się najsłynniejszym bohaterem w okolicy, a tamten dzień – zapisał się w mojej pamięci na stałe.

 

 

Rozdział Wielkanocny (9)
Malowanie piśnieżek

 

 

Święta Wielkanocy zbliżały się wielkimi krokami. W moim domu trwały wiosenne porządki – w których niestety i ja również musiałem uczestniczyć. Tym razem wymówki z serii ‘’Mamo! Ale ja jestem bohaterem! Nie mogę teraz sprzątnąć swojego pokoju, ponieważ muszę biec na ważną misję w celu zachowania porządku w okolicy!...’’ nie działały. Pół dnia – czyli tak na oko dwie godziny – spędziłem u siebie. Odkurzyłem szafki, wyprałem dywany, poukładałem ubrania w półkach, książki w biblioteczce – zrobiłem porządek nawet na swoim pulpicie w komputerze(!). Gdy w końcu skończyłem, mój pokój wręcz błyszczał – i to wcale nie dlatego, że niewiadomego pochodzenia brokat wysypał mi się na dywan i kanapę. Mama przyszła zrobić mi ‘’test białej rękawiczki’’, ale – na wszelki wypadek – postanowiłem opuścić swój dom, przed ‘’ogłoszeniem jego rezultatów’’. Wybiegając przez drzwi, napotkałem swojego tatę – rzuciłem krótkim ‘’Miłego dnia tato!’’, pomachałem mu i pobiegłem w kierunku kwatery naszej drużyny.
Już u progu usłyszałem głośne odgłosy przesuwanych szafek, stołów, cichsze dźwięki zamiatania, oraz całkiem donośne głosy chłopaków, mówiących ‘’No weź to zrób samaaa… Nie chce mi się…’’. Gdy otworzyłem drzwi, ze strony Jenifer padła odpowiedź na narzekania – ‘’CHCESZ MALOWAĆ JAJKA?! TO BIERZ DO RĘKI TĄ DURNĄ ZMIOTKĘ I DO ROBOTY!’’. Lekko przestraszył mnie jej krzyk. Po chwili wszyscy zauważyli, że przyszedłem – odwrócili się w moją stronę, synchronicznie powiedzieli ‘’Cześć Jimmi!’’ i wrócili do swoich obowiązków. Rezultaty ich pracy były bardzo zadawalające – nawet nie wiedziałem, że nasz dywan tak naprawdę jest biały, a nie pomarańczowy. Jenifer podeszła do mnie i zaczęła się wypytywać o to, jak mija mi dzień, jakie mam plany na święta, czy już sprzątnąłem w swoim domu i temu podobne… Polała się setka pytań – jeszcze odpowiadając na jedno, otrzymywałem serię kolejnych. Jenifer była strasznie rozgadaną osobą.
Wspólnymi siłami w końcu zakończyliśmy porządki w naszej kwaterze – teraz mogliśmy rozpocząć dekorowanie! Tym razem nie było słychać już narzekań  - każdy z niesamowitym zapałem wziął się do roboty. Oczywiście każdy miał inną koncepcję udekorowania naszej kwatery… Max był minimalistą - chciał po prostu umieścić w centralnej części kwatery dzbanek z gałązkami brzozy, ozdobionymi pomarańczowymi wstążkami. Will i Bill mieli już trochę inne podejście do sprawy dekoracji kwatery - chcieli całkowicie zmienić jej wystrój, wstawić czarne meble, umieścić wszędzie granatowe jajka i mroczne zające - te propozycje nie spodobały się nikomu, poza ich twórcami. Jack bardzo chciał, aby na ścianie powiesić udekorowane bronie - sugestia powieszenia broni na ścianie przypadła nam do gustu, ale zdecydowanie nie pasowała na te święta. Steve'a nie interesowało dekorowanie kwatery - jedyne, co zrobił w tym kierunku, to zmienienie tapety na swoim laptopie na królika z kolorowymi bombami w koszyku i napisem ''To będą bombowe święta!''. Mindy... A Mindy chciała wszystko pomalować na różowo, wszędzie umieścić różowe wstążki... Czyli w zasadzie nic nowego - niezależnie od tego, czy były święta, czy nie, Mindy chciała właśnie w taki sposób udekorować naszą kwaterę... Kiedyś nawet spróbowała potajemnie rozpocząć swój ''remont'' - stąd wielka różowa plama na centralnej ścianie. Taaaaak.. Nasza kochana Mindy... Złotym środkiem okazało się lekkie ‘’podrasowanie’’ sugestii Max’a. Na pustej szafce umieściliśmy spory biały wazon, do którego wsadziliśmy mnóstwo gałązek – było ich tak dużo, że każdy mógł na nich w pełni ‘’wyrazić siebie’’. Finalnie powstało czarno-pomarańczowo-granatowo-zielono-żółto-różowo… TĘCZOWE drzewko. Byliśmy z niego dumni nawet bardziej niż z porządku, który zaprowadziliśmy w kwaterze – być może dlatego, że nasz porządek przestał być już taki porządny, gdyż po dekoracji drzewka, na podłodze walało się pełno wstążek i innych śmieci…
Nagle uświadomiłem sobie, że nikt nie kupił jajek, które moglibyśmy wspólnie pomalować. Powiedziałem o tym drużynie i szybko wybiegłem do sklepu. Po otworzeniu drzwi, ujrzałem oślepiającą biel – początkowo uznałem to za normalną reakcję oczu na zmianę oświetlenia.. W końcu słońce z pewnością mocno świeciło, jednak… Po chwili poczułem dotkliwy mróz – to mnie zaniepokoiło. Nagle zaczęło mi się robić mokro na głowie. Zatrzymałem się na chwilę, poczekałem aż moje oczy przyzwyczają się do światła. Zszokowałem się, gdy zauważyłem, że wszędzie dookoła jest śnieg, a na głowie zrobiło mi się mokro, ponieważ on wciąż pada! Był początek kwietnia, a już od lutego nie było tu białego puchu – aż do teraz. Szybko pobiegłem w stronę sklepu. Zmarznięty przeszedłem przez drzwi, szybko znalazłem dział z produktami pochodzenia zwierzęcego – dobrze, że nie przyszedłem tutaj chwilę później, ponieważ jajek zostało już naprawdę mało. Podszedłem do kasy, jak zwykle spotkałem się z zaskoczeniem ekspedientki wywołanym moim niecodziennym strojem – tym razem jednak zamiast o sam strój, zapytała się mnie, czy nie jest mi zimno, na co ja odrzekłem ‘’Trrrochę…’’ - zapłaciłem i pobiegłem do kwatery. Gdy wbiegłem do środka, nikt nawet się nie odwrócił – wszyscy byli zbyt wpatrzeni w telewizor, w którym akurat leciała prognoza pogody. Okazało się, że przez całe święta, w prawie całym kraju będą silne opady śniegu! Byliśmy po prostu zszokowani. Jakie to święta WIELKANOCY ze śniegiem?! Nie wiedzieliśmy już co robić i całkowicie straciliśmy zapał do jakichkolwiek działań. Po chwili, powoli zaczęliśmy rozchodzić się do domów.
Pożegnałem się z drużyną i wyszedłem z kwatery. Idąc energicznym krokiem, rozglądałem się po okolicy. Początkowo nie widziałem niczego niezwykłego – wszędzie tylko biały puch – jednak po chwili okazało się, że niczego nie widziałem, ponieważ nie patrzyłem na to, co ważne. W pewnym momencie się zatrzymałem. Zacząłem przyglądać się chłopcowi, który ze smutkiem spoglądał przez okno na śnieg. Rozejrzałem się trochę i zauważyłem, że bardzo wiele dzieciaków było smutnych, ponieważ najwyraźniej nie tak wyobrażały sobie te święta. Wiedziałem, że muszę coś z tym zrobić. Sprintem wróciłem do kwatery. Wparowałem tam w odpowiednim momencie – już wszyscy mieli się całkowicie rozchodzić. Powiedziałem członkom drużyny o dzieciakach, które zauważyłem. Wszyscy posmutniali. Zaczęliśmy myśleć nad tym, co możemy z tym zrobić. Nagle… Wpadłem na pomysł! Kazałem całej drużynie ubrać kurtki, czapki i rękawiczki – poleciłem im również o nic się nie pytać.
Gdy moja drużyna się ubierała, ja już siedziałem na dworze. Zacząłem.. Lepić bałwana. Czy to był do końca bałwan?... Nie wydaje mi się – bo czy ktoś z Was, widział kiedyś bałwana w kształcie… Zająca z jajkiem?... Gdy drużyna zauważyła co robię, początkowo była zdziwiona, ale już po chwili zaczęła mi pomagać. Niektórzy pomagali mi kształtować zająca – inni lepili własne jajka. Gdy skończyliśmy, uznaliśmy, że naszym dziełom brakuje trochę kolorów… Wróciliśmy do kwatery, wzięliśmy stamtąd wszystkie farby i spraye, które tylko udało się nam znaleźć. Z niespotykanym zapałem zaczęliśmy malować nasze śnieżne jajka. Parę dzieciaków z sąsiedztwa, przez okna zauważyło co robimy. W pewnym momencie dzieci z okolicy zaczęły w grubych kurtach wychodzić na dwór, aby ulepić i udekorować własne jajka. Bardzo szybko rozprzestrzeniło się to na całą okolicę! Po paru godzinach, w całym miasteczku można było już dostrzec kolorowe bryły śniegu w ogródkach. Dzieciaki były po prostu zachwycone! Okazało się, że święta Wielkanocne ze śniegiem wcale nie muszą być świętami straconymi. Niektóre dzieciaki zaczęły lepić śnieżki, malować je i.. Rzucać się nimi! W powietrzu fruwało mnóstwo kolorowych kulek, które uhonorowaliśmy nazwą ‘’piśnieżek’’. Nawet nie wyobrażacie sobie tego, jak kolorowo zaczęło się robić w okolicy! Wszędzie, gdzie ktoś oberwał piśnieżką, ‘’rozrzut odłamków’’ powodował koloryzację podłoża, na którym dana osoba stała. W niektórych miejscach nie można było już dostrzec białych punktów! Nasza zabawa trwała do późnego wieczora. W końcu zaczęliśmy się rozchodzić do domów. Pożegnałem się z drużyną i dzieciakami, życząc im wesołych świąt. Idąc w swoją stronę, podziwiałem widoki, które powstały dzięki zabawie zapoczątkowanej przeze mnie. Zszokowałem się, gdy doszedłem do domu – stał przed nim kolorowy, śnieżny zając! Po cichu wszedłem do środka. Wszędzie dookoła panowała przejmująca cisza… Nikogo nie było w kuchni… Nikogo nie było w jadalni… Nikogo nie było w salo… Akurat tam pusto nie było –po prostu początkowo nie zauważyłem dwóch postaci leżących na kanapie w salonie. Moi rodzice spali sobie, cali umazani farbą, z uśmiechami na twarzy. Cieszyłem się, że dzięki mojemu pomysłowi, udało mi się uszczęśliwić tak wiele osób.
Byłem padnięty, więc poszedłem do swojego pokoju. Wszedłem do znanego mi pomieszczenia i ujrzałem… Nieznane mi widoki! Początkowo byłem zszokowany – później jednak skojarzyłem sobie, że przecież dopiero co sprzątnąłem w pokoju. Cicho się zaśmiałem i walnąłem się na kanapę. W myślach brzmiały mi już tylko 2 słowa… ‘’Wesołych Świąt’’…

 

CDN...

 

 

Pozdrawiam

Batmen

 

//Edit 21.03.2015 - Dodałem rozdział 8.

//Edit 03.04.2015 - Dodałem rozdział 9, oraz grafikę ''Hero Zero Story''


Użytkownik michael007 edytował ten post 19 wrzesień 2015 - 19:43

QWsKv4x.png

(obrazek powyżej to link ^_^)


#2 HawoxPL

HawoxPL

    Amator

  • Banned
  • PipPip
  • 27 postów
  • Miejscowość:PonyVille
  • Serwer:PL13
Reputacja: 13

Napisano 18 marzec 2015 - 20:04

napracowałeś się zapowiada się ciekawe opowiadanie na pewno przeczytam 



#3 DanKuso00

DanKuso00

    Znawca

  • Members
  • PipPipPip
  • 142 postów
  • Serwer:PL6
Reputacja: 55

Napisano 18 marzec 2015 - 20:41

Coś pięknego.... misje zręcznie wplecione w fabułę..... ciekawy i szczegółowy opis misji walk, walk drużynowych, treningów, pracy...... istne cudo......  każdy rozdział czytałam z zapartym tchem :) Czekam niecierpliwie na kolejne rozdziały i życzę weny :super:     


  • oski i Batmen lubią to

#4 oski

oski

    Były moderator

  • Members
  • PipPipPipPipPip
  • 332 postów
Reputacja: 165

Napisano 19 marzec 2015 - 21:25

Bardzo fajne i ciekawe opowiadanie. Umiejętnie wplątane w opowiadanie każde rzeczy z oficjalnej gry. Aż samemu chce się przeżyć takie same historie jak główny bohater. 
Gratuluje i czekam na kolejne części. :)


  • Batmen lubi to

;)


#5 Batmen

Batmen

    Były moderator

  • Members
  • PipPipPipPipPip
  • 369 postów
  • Serwer:PL19
  • Drużyna:Pełnoletni
Reputacja: 1161

Napisano 21 marzec 2015 - 18:39

<refresh>

 

Właśnie dodałem nowy rozdział opowiadania - ''Misja Specjalna...''.

Jest to obecnie najdłuższa część tego opowiadania i chyba najbardziej przepełniona akcją... Choć to moje ''dzieło'', czytając je przechodziły mnie dreszcze D:

Polecam nie czytać tego szybko, a próbować sobie wszystkie opisane sytuacje wyobrażać - to zapewni Wam niezapomniane emocje podczas czytania :)

 

Pozdrawiam

Batmen

 

Zainteresowanym dalszymi losami Jimmi'ego, polecam obserwację tego tematu - wtedy nie ominie Was ani jedna zmiana :)

 

1KCn5RL.png

 

Nie wiem skąd się tam wziął ten wykrzyknik.. Zignorujcie go ;)


QWsKv4x.png

(obrazek powyżej to link ^_^)


#6 Jokerr

Jokerr

    Znawca

  • Members
  • PipPipPip
  • 101 postów
Reputacja: 126

Napisano 21 marzec 2015 - 22:16

Widać dużo czasu spędziłeś na pisaniu opowiadania.Bardzo ciekawe leci Like!  :super:


Masz jakiś problem? Pisz nie gryzę :)


#7 Kmin13

Kmin13

    Amator

  • Members
  • PipPip
  • 30 postów
  • Miejscowość:Madagaskar
  • Serwer:PL10
  • Drużyna:Imortal
Reputacja: 3

Napisano 24 marzec 2015 - 17:18

Świetne. Kiedy następne rozdziały?

#8 superherojr

superherojr

    Amator

  • Banned
  • PipPip
  • 91 postów
  • Miejscowość:Narnia
  • Serwer:PL11
  • Postać:superhero20000
Reputacja: 18

Napisano 28 marzec 2015 - 09:48

Znakomite! Następne rozdziały mile widziane! Dostajesz Like!



#9 MarCos

MarCos

    Miłośnik forum

  • Banned
  • PipPipPipPip
  • 226 postów
  • Serwer:PL13
  • Postać:MarCoo
  • Drużyna:GLOBAL ELITE
Reputacja: 58

Napisano 28 marzec 2015 - 10:22

Napracowałeś się chłopie ! Daje like :)



#10 szymon139

szymon139

    Amator

  • Banned
  • PipPip
  • 63 postów
  • Serwer:PL6
  • Drużyna:szymon139
Reputacja: 6

Napisano 29 marzec 2015 - 20:45

Znakomicie


YYY... Mnie tu nie ma  :O 

 


#11 Player

Player

    Amator

  • Members
  • PipPip
  • 14 postów
  • Miejscowość:Toruń
  • Serwer:PL7
  • Postać:Iamweasel
  • Drużyna:pokoloko
Reputacja: 9

Napisano 31 marzec 2015 - 13:21

Ładne, ciekawe i staranne LIKE !


PL7  Najlepszy serwer na świecie.


#12 Kise

Kise

    Miłośnik forum

  • Members
  • PipPipPipPip
  • 235 postów
  • Serwer:PL19
  • Postać:Kise
Reputacja: 259

Napisano 02 kwiecień 2015 - 20:35

Kurczę, po przeczytaniu aż sam chciałbym przeżyć takie przygody. Czytało mi się bardzo płynnie. Tak się zafascynowałem Twoim opowiadaniem, że nie zorientowałem się, kiedy doczytałem do końca. Historia umiejętnie wplątana w prawdziwe Hero Zero. A ten wątek z drużyną... po prostu coś pięknego. Ze zniecierpliwieniem czekam na kolejne rozdziały. Wszystko jak prawdziwe... 


  • Batmen i DanKuso00 lubią to

#13 Batmen

Batmen

    Były moderator

  • Members
  • PipPipPipPipPip
  • 369 postów
  • Serwer:PL19
  • Drużyna:Pełnoletni
Reputacja: 1161

Napisano 03 kwiecień 2015 - 14:25

<refresh>

 

Dodany został 9 rozdział opowiadania - Rozdział Wielkanocny

Przy okazji jego dodania, chciałbym Wam życzyć Wszystkiego Najlepszego z okazji Świąt Wielkanocy! <- Tutaj znajdziecie pełne życzenia :)

 

Pozdrawiam

Batmen

 

Przy okazji chciałbym zaprosić do udziału w I Sezonie Ligi Forumowej

 

Liga Forumowa


QWsKv4x.png

(obrazek powyżej to link ^_^)


#14 KoksNadKoksami

KoksNadKoksami

    Amator

  • Members
  • PipPip
  • 17 postów
  • Serwer:PL13
Reputacja: 36

Napisano 21 kwiecień 2015 - 20:01

Hmm bardzo miło się czyta i widać włożony w to wysiłek :D Może momentami jest pare niedopracowań ale kompletnie mi to nie przeszkadza bo myślę  , że sam bym lepszego nie napisał .

Czekam na dalsze części i obyś zachował ,,klimat'' tego opowiadania :D


  • Batmen lubi to

#15 Batmen

Batmen

    Były moderator

  • Members
  • PipPipPipPipPip
  • 369 postów
  • Serwer:PL19
  • Drużyna:Pełnoletni
Reputacja: 1161

Napisano 22 kwiecień 2015 - 15:25

@The Chudy 

Trudno - nie każdemu musi się podobać ;)

 

(PS: Kocham nieuzasadnione opinie ^.^)


QWsKv4x.png

(obrazek powyżej to link ^_^)


#16 Reandra

Reandra

    Miłośnik forum

  • Members
  • PipPipPipPip
  • 227 postów
  • Miejscowość:Piaseczno - Gallifrey
  • Serwer:PL4
  • Postać:Reandra
  • Drużyna:PIERNIKOWA CHATKA
Reputacja: 441

Napisano 22 kwiecień 2015 - 16:09

Dobre. Ciekawie napisane, ładnie stylistycznie i bez błędów ortograficznych, a to ważne! Lekko piszesz. Poproszę o więcej. No i lajk ode mnie leci ;)


  • Batmen lubi to

0_57a02_b1d3cbe5_S.png


#17 superherojr

superherojr

    Amator

  • Banned
  • PipPip
  • 91 postów
  • Miejscowość:Narnia
  • Serwer:PL11
  • Postać:superhero20000
Reputacja: 18

Napisano 29 kwiecień 2015 - 17:48

A gdzie więcej? Jeśli skończyłeś mogę napisać Hero Zero Story 2


Dobra a więc niczego takiego nie piszę ale dopisz więcej  ;)


Hej kiedy nastepne? Nudzi mi sie



#18 Batmen

Batmen

    Były moderator

  • Members
  • PipPipPipPipPip
  • 369 postów
  • Serwer:PL19
  • Drużyna:Pełnoletni
Reputacja: 1161

Napisano 29 kwiecień 2015 - 18:52

@superherojr

 

Więcej.. Jeszcze będzie ;)

Nie musisz się o to obawiać.

 

 

Jeśli skończyłeś mogę napisać Hero Zero Story 2

 

Em... To pytanie?

Jeśli tak, to nie zgadzam się na to - możesz napisać swoje opowiadanie - nikt Ci tego nie broni -, ale prosiłbym o nie używanie w nim nazwy, ani historii z mojego ;)


QWsKv4x.png

(obrazek powyżej to link ^_^)


#19 Kise

Kise

    Miłośnik forum

  • Members
  • PipPipPipPip
  • 235 postów
  • Serwer:PL19
  • Postać:Kise
Reputacja: 259

Napisano 18 listopad 2015 - 17:21

Nooo Batmen, noooo. :D 

 

Napisz coś, Ty leniu. Od  03.04.2015 nie nie napisałeś! :P

 

Ja tutaj czekam z niecierpliwością razem z rzeszą fanów Jimmi'ego! ^^


  • Batmen lubi to

#20 NorbiAmertylst

NorbiAmertylst

    Nowicjusz

  • Members
  • Pip
  • 0 postów
Reputacja: 0

Napisano 19 wrzesień 2016 - 14:59

Powiem tak... Nie lubię czytać. Ale to opowiadanie, wciągnęło mnie niesamowicie! To pierwsze opowiadanie które czytam bez przymusu :D Czekam na kolejne rozdziały. Idealnie wplotłeś elementy z gry takie jak trening, misje, walki drużynowe a nawet ranking w fabułę. To coś pięknego. W przyszłości chciałem pójść na studia informatyczne.... Jak nauczę się tworzyć animacje czy cokolwiek, nie wiem czy nie zrobię animowanej wersji tego powiadania. Albo chociaż jakieś amatorskie obrazki. CUDOO!!! Czekam na WIĘCEJ!!!






Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych