The Elements – Zapowiedź
– Na prawdę chcesz to zrobić? – zapytał Warod. – Przecież te wydarzenia były tragiczne. Otarłaś się o śmierć wiele razy, a potem i tak nie chciałaś z nikim rozmawiać przez wiele miesięcy – kontynuował. Ja jednak, byłam zdeterminowana. To prawda, że mogłam zginąć dziesiątki, jeśli nie setki razy, ale co z tego jeśli nikt nie wyciągnie odpowiednich wniosków z tej historii, Cały mój trud na marne? Wiedziałam, że muszę to zrobić. On nie miał obu nóg, jednak był wybitnym magiem. Gdyby miał całe ciało byłby niepokonany. Przynajmniej w pojedynkę, albo na kilka słabych osób.
– Tak – odrzekłam posyłając mu serdeczny, lecz wymuszony uśmiech. – Chcę pomóc przyszłym pokoleniom. Chcę, aby nie popełniły tego błędu co my. Co nasze pokolenie.
– Dobrze, a więc idź. Będę czekał – skończył, a ja wyszłam z naszego domu. Udałam się do karczmy, gdzie wiele osób czekało na moją opowieść. Otworzyłam masywne drzwi i zajęłam miejsce obok kominka. Czekało wiele osób, a dzisiaj miałam tylko zapowiedzieć moją historię. Co jakiś czas będę informowała wioskę, oczywiście z odpowiednim wyprzedzeniem, o kolejnej części. Jeden wieczór nie wystarczy, abym zdążyła wszystko opowiedzieć. Obok mojego miejsca stał dzbanek z wodą. Był to miły gest, aczkolwiek dzisiaj niepotrzebny.
– Przeżyłam, lecz jestem przegraną. Przeżyłam lecz nie zwyciężyłam. Przeżyłam, jako jedna z niewielu – zauważyłam zaciekawienie na twarzach słuchaczy. – Przeżyłam, jednak nie jestem już tą samą osobą. Przeżyłam, jednak wewnątrz umarłam – zawiesiłam głos. Dzisiejszego dnia zamierzałam opowiadać pobieżne historie, które nie mają związku z opowieścią. Miały to być historie mojego życia, zanim trafiłam do lasu. – Pytajcie, a ja wam odpowiem. Niektóre z pytań mogą zostać bez odpowiedzi. Nie martwcie się jednak. Na kolejnych spotkaniach wyjaśnię resztę.
Wróciłam do domu i zastałam śpiącego Warod'a. Tak jak przypuszczałam usnął. Nie dziwię mu się. Za godzinę może półtorej miało wschodzić słońce. Następne spotkanie miało być za kilka dni. Razem z Warod'em musimy uporządkować naszą historię.
/Od autora:
Jest to zapowiedź nowej opowieści. Opowieści, która zmieniła bieg historii. Rozdziały będę dodawał nieregularnie. The Elements piszę tylko dla siebie. Publikuję je, jednak nie macie żadnego wpływu na to jak wszystko się potoczy. Mam nadzieję, że uda mi się podszkolić moje umiejętności pisarskie.
Pozdrawiam,
Do poczytania
The Elements – Prolog
Uderzył ją po raz kolejny. Ona jednak stała dalej niewzruszona. Aroza, jej starszy brat chciał ją wytresować. Chciał ją sobie podporządkować. Sądził, że mu się to udało. W końcu był starszy od swojej ośmioletniej siostrzyczki o pięć lat. Mógł również posługiwać się magią. Jak na trzynastolatka posługiwał się nią bardzo sprawnie. Niejednokrotnie udowadniał to chroniąc swoją siostrę przed różnymi niebezpieczeństwami czyhającymi na nią w lesie na każdym kroku. Ona za to musiała czekać do dziesiątego roku życia, aby dostać możliwość nauki czarowania.
– Przynieś mi jabłko – krzyknął, będąc gotowym do zadania następnego ciosu. Zilav stała ignorując jego rozkazy. Była przygotowana do uniku. Oczekiwała na ten moment od kilku dni, co było dla niej zadziwiające. Jej brat zawsze był bardzo agresywny. Wyprowadził kolejny atak. Chciał ją uderzyć w brzuch, jednak ta odskoczyła. Stracił równowagę i upadł. Skrył głowę rękoma spodziewając się ciosu. Ten jednak nie nadszedł. „A więc nadal jest taka słaba. Nadal nie odważy się uderzyć. Wstyd mi za nią” myślał. Podniósł się, jednak Zilav nie było już na otaczającej go polanie. Był pewien, że nadal stoi przy nim. Nie słyszał żadnych kroków. Udawał rozpacz wiedząc, że Rada Starszych zawsze czuwa. Wewnętrznie czuł dziwną satysfakcję. Czuł, że wreszcie będzie mógł zaistnieć na świecie i nie będzie musiał zajmować się siostrą. Był z siebie dumny.
– Co wy robicie? Tak ma wyglądać nasza armia? W ten sposób mamy pokonać Królestwo Itari, Nomadów Atari i Plemiona Etari? Jako Naród Otari musimy być niezwyciężonymi – wykrzyczał Aroza.
– Tak jest – rozległ się głos żołnierzy.
Aroza był z siebie bardzo dumny. Odkąd jego siostra uciekła, droga do władzy stanęła przed nim szerokim otworem. Dziwił się jak ona mogła być tak głupia, aby uciekać od Niego, swojego opiekuna. Sądził, że ona już nie jest żywa. Myślał tak od razu gdy uciekła. Udał się do swojego gabinetu, gdzie czekała na niego przedstawicielka Plemion Etari. Na znak powitania dotknął swojego czoła, ust, a następnie po raz kolejny czoła. Było to powitanie, które świadczyło o pokojowych zamiarach.
– Witaj Joano. W jakiej sprawie do mnie przybywasz? – zapytał, posyłając rozmówczyni drwiący uśmiech.
– Jak dobrze wiesz jestem wysłanniczką Plemion Etari. Nasza przywódczyni posłała mnie do ciebie, abym zawiązała pokój między naszymi narodami – odpowiedziała.
– Jakie warunki proponujesz?
– Pokój będzie na zasadzie obustronnego wstrzymania ataków na naród przeciwny.
– Myślisz, że na to się zgodzę? Jeśli tak, to uwłaczasz mej dumie.
– Nasza przywódczyni przewidziała taką odpowiedź. Aby jej zapowiedz zgodziła się zapłacić pięćset tenarów – odrzekła. Zauważyła zdziwienie na twarzy rozmówcy. Pięćset tenarów to była spora suma. Szczególnie dla biednego Narodu Otari. Był to najbiedniejszy z wszystkich narodów. Mimo, że Plemiona Etari nie były tak bogate jak Królestwo Itari, jednak nadal miały sporo dóbr materialnych. Każde plemię miało swój własny żywioł. Królestwo Itari ziemię, Nomadowie Atari powietrze, Plemiona Etari wodę i Naród Otari ogień. Zwykły mag nie miał możliwości nauczyć się magii innego narodu. Jednak każdy naród mógł wytrenować jednego maga z pomocą Rady Starszych.
– Zgadzam się – odrzekł po chwili zastanowienia. – Jednak będzie to tylko pokój tymczasowy na trzy miesiące. Po tym okresie spotkamy się ponownie, aby omówić dalsze postępowanie.
– A zatem Aroza, podpisz ten zwój, a pokój między naszymi narodami zostanie zawarty na jedną porę roku – odparła, ukrywając drwiący uśmiech. Z trudem przychodziło jej opanowanie głosu. Wiedziała, że przez zimę jej naród wykształci najsilniejszą armię na świecie. Zima była porą roku, która sprzyjała Plemionom Etari, a spowalniała Naród Otari. Królestwo Itari i Nomadowie Atari pozostawały niewzruszone. Dla nich lato i zima były neutralne. Decydującą rolę grały wiosna, dla Królestwa Itari, oraz jesień, dla Nomadów Atari. Aroza podpisał dokument, do którego podpiął pieczęć ognia.
– Dziękuję Joano. Czegoś jeszcze ci potrzeba? – zapytał usatysfakcjonowany umową.
– Nie. Zaraz wracam do mojego narodu poinformować królową.
Joana odwróciła się na pięcie i udała się do dużych drzwi. Cieszyła się z przebiegu sytuacji. Miała nadzieję, że królowa słysząc pomyślne wieści da jej większą zapłatę. Jako kurierka i tak miała wysokie wynagrodzenie. Jednak była człowiekiem zachłannym.
Aroza uśmiechnął się pod nosem. Z takim funduszem mógł zacząć trenować armię z lepszym skutkiem. Jego żołnierze na dzień dzisiejszy dostali wolne, aczkolwiek za kilka dni będą musieli pracować ciężej niż dotychczas. On sam musiał wybrać się, aby zakupić urządzenia ułatwiające trening.
– Królowo, udało mi się załatwić porozumienie między naszym narodem, a Narodem Otari. Niestety jest to tylko tymczasowe i potrwa trzy miesiące – powiedziała Joana. Znajdowała się ona w komnacie królewskiej. Dla osób z innych królestw było tam za zimno. Spowodowane to było wyjątkowym budulcem pałacu, a mianowicie lodu i śniegu.
– Dobrze wiesz, że to nam wystarczy – odrzekła posyłając rozmówczyni serdeczny uśmiech. Miała tę przewagę, że w jej komnacie było kilkoro najlepszych zabójców królestwa. Nikt z jej własnego narodu nie mógł się jej przeciwstawić. Tak samo było z magami innego żywiołu. Z resztą ochrona jest tu z myślą o przedstawicielach innych pór roku. – Możesz odejść. Jutro podejdzie do ciebie Karel i wynagrodzi ci twoje starania.
– Dziękuję – powiedziała i odwróciła się uprzednio kłaniając się. Królowa Esmara była w bardzo dobrym humorze. Nadchodziła zima, co oznaczało łatwy dostęp do wody w różnej postaci.
Czekała starannie ukryta przed oczami strażników. Miała przed sobą jeszcze dwa lata obowiązkowego treningu, jednak już teraz potrafiła świetnie władać magią. Jako piętnastolatka była lepsza niż uczniowie ostatniego roku. Miała na sobie biały nakrapiany czarnymi plamami płaszcz, który idealnie pasował do jej otoczenia.
– No co za człowiek – krzyknęła widząc przysypiającego strażnika. Była czwarta w nocy, co oznaczało koniec warty. – A gdybym nie miała przyjaznych zamiarów? Co byś zrobił? – uśmiechnęła się widząc skrępowanie na twarzy wartownika.
– Ach, to ty Zilav. Przestraszyłaś mnie – odwzajemnił uśmiech. Zauważył dziwny płaszcz swojej rozmówczyni. – A to co? Znowu kolejny wynalazek? – zapytał ironicznie.
– A, to? Płaszcz maskujący. Mogę podejść bardzo blisko, a i tak mnie nie zauważysz.
– Nadal cię widzę – zadrwił serdecznie.
– Nie teraz. W lesie, albo na śniegu. U nas się sprawdzi, ale w innych królestwach już niekoniecznie. Muszę już iść, teraz na zastępstwie jest taka niemiła jędza, że jak zobaczy mój brak, to nie będzie to dla mnie miłe doświadczenie – powiedziała, odchodząc. Już po kilku krokach stała się niewidoczna dla Warod’a. Zastanawiał się w jaki sposób uzyskała taki efekt, lecz po kilku minutach przyszedł jego zmiennik, a on sam udał się do zamku na odpoczynek.
The Elements – Rozdział I
Zrobiłam sobie krótką przerwę, aby coś zjeść. Dzisiejszego dnia znowu sama opowiadałam w karczmie. Warod ciągle rozpaczał po stracie swojej ukochanej, brzemiennej żony. W jedną minutę stracił dziecko i żonę. Mimo takiego rozwoju wydarzeń nadal podtrzymywał mnie na duchu. Widziałam, gdy płakał po utracie. Nie planował zemsty, to nie było w jego stylu. Łzy pomogły przyzwyczaić się do utraty ukochanej osoby. O ile da się do tego przyzwyczaić. Wróciłam na swoje miejsce i kontynuowałam.
– A gdzie to byłaś młoda damo? – zapytała nasza opiekunka, której szczerze nienawidziłam.
– Byłam w lesie zapolować i wypróbować mój nowy płaszcz – odrzekłam. Na mojej twarzy nie było widać żadnego wyrazu, jednak wewnętrznie czułam satysfakcję. Płaszcz działał także w budynkach, więc ona mnie nie widziała.
– A to co takiego? Jak to dobrze, że mi o tym powiedziałaś. Może dostanę jakąś premię za mój wynalazek – zadrwiła.
– Jaki niby pani wynalazek? Jest to płaszcz mojego wykonania. Spędziłam nad nim kilkanaście godzin. Nie pozwolę, aby pani przywłaszczyła sobie moją pracę – mówiłam spokojnie, jednak wewnątrz gotowałam się do walki. Zauważyłam napięte mięśnie mojej potencjalnej przeciwniczki.
– Nie będę tolerowała chamstwa. Jeszcze dzisiaj zgłoszę królowej o twojej niesubordynacji – szykowała się do ataku.
– Kathrin wyraźnie przyzwoliła mi na wychodzenia w czasie wolnym, w celu przetestowania nowych sprzętów. Czy to mojego wykonania, czy sprzętów ogólnie dostępnych – odpowiedziałam.
Zaatakowała. Uniknęłam kryształków lodu, jednak zauważyłem również jej gotowość do zawładnięcia moim ciałem. Znała Magię Krwi, a był to okropny rodzaj magii. Dzięki niej można zawładnąć czyimś ciałem oraz pozbawić osobę wszelkich magicznych zdolności. Jednak nie tylko ona znała ten sposób walki. Jako szpieg byłam jednym z najlepszym wojowników Plemion Etari. Próbowała wedrzeć do mojego umysłu, aczkolwiek ja posłałam w jej stronę silny podmuch wiatru. Zdziwiłam się tym atakiem, gdyż nieliczni ze wszystkich narodów potrafili władać innymi żywiołami. Wykorzystałam chwilę zawahania agresora, dzięki czemu kontrolowałam jej całe ciało i umysł. Wdarłam się do jej środka myślami i pozbawiłam ją wszelkich zdolności. Do końca zimy pozostanie bez magii.
– I coś ty narobiła? W jaki sposób mam was teraz nauczać? – krzyczała posyłając dwa strumienie łez.
– Pani nas nic nie uczyła. Wyżywała się pani nad nami i używała nas do spełniania własnych zachcianek – tłumaczyłam spokojnie. – Oszczędziłam nam strachu i trudu.
– Powiem o wszystkim przełożonej, już nie będzie ci do śmiechu – odgrażała się. Dobrze wiedziałyśmy, że jej przełożona ukarze ją za to, iż dała się pokonać uczennicy ósmego roku. Ja nikomu nie zamierzałam pokazywać moich umiejętności. O ile władanie ziemią ćwiczyłam od kilku lat to powietrze było dla mnie nowością.
– Ależ proszę bardzo. Nie mam nic przeciwko – zadrwiłam i odeszłam do chaty.
Następnego dnia mieliśmy zajęcia z opiekunką, którą poprzedniego dnia pokonałam. Była dla nas wyjątkowo miła, gdyż wiedziała, że jeśli będzie się nad nami znęcać poinformuję przełożoną o jej wybrykach.
– No szybciej. Czy wy nic nie potraficie? – zaczęła narzekać. Postanowiłam, że po ćwiczeniach udam się do przełożonej.
Reszta ćwiczeń minęła nam w akompaniamencie wrzasków opiekunki. Trening się skończył, a ja skierowałam się w stronę gabinetu przełożonej, która była dyrektorką naszej placówki. Zapukałam, a po chwili do moich uszu dotarło dźwięczne „Proszę”. Słowo to zostało wypowiedziane głosem przyjemnym, lecz stanowczym.
– Dzień dobry – powiedziałam lekko skonsternowana. – Przyszłam w sprawie naszej opiekunki Afeci.
– To ty Zilav – rozpoznała mnie. Niejednokrotnie byłam u niej po różnorakie zgody i przyzwolenia. – Tak, już niejednokrotnie słyszałam skargi na nią, jednak jest to córka burmistrza i jakieś stanowisko zawsze otrzyma. Niestety nie mogę jej zwolnić. A o co chodzi?
– Dzisiaj w nocy, gdy wybrałam się przetestować mój nowy płaszcz, a dokładniej gdy wracałam z lasu spotkałam Afeci. Zagroziła mi, że przywłaszczy sobie mój płaszcz, a gdy odmówiłam, zaatakowała mnie. Obezwładniłam ją za pomocą powietrza i zabrałam jej magię do końca zimy – mówiłam szybko, jednak starałam się mówić zrozumiale.
– Dobrze, zdegraduję ją na niższe stanowisko – powiedziała łapiąc się za głowę. – Mówiłaś coś o Magii Powietrza? Czy ja nie wiem o czym¬ś o czym powinna? – zapytała lekko podnosząc głos. Obdarzyła mnie przy tym serdecznym uśmiechem.
– Bo ja nie chciałam opuszczać tego miejsca. Ukrywałam dlatego, to że umiem władać ziemią. To z powietrzem było takie spontaniczne. Sama się zdziwiłam, jednak opanowałam się szybciej od Afeci i zdążyłam zaatakować. Ja nie chciałam wyjeżdżać – rozpłakałam się. Tu był mój dom, a w Królestwie Itari nikogo nie znałam. Dla mnie wszystko byłoby tam obce.
– Nic się nie stało – próbowała mnie pocieszyć. – Co prawda już dawno nie były wszczynane procedury nauki w żadnym z królestw, jednak najpierw musisz ukończyć standardowe szkolenie Magów Wody – skończyła, ponownie obdarzając mnie serdecznym uśmiechem.
– Naprawdę? – zapytałam zdziwiona, w międzyczasie ocierając policzki, po których spływały łzy.
– Tak naprawdę, a ja przez ten czas załatwię niezbędne formalności. Możesz już iść, jutro rano poznacie nową nauczycielkę.
– Dziękuję, a co z tym płaszczem? – zapytałam.
– Masz go przy sobie? – zapytała, a widząc, że wyciągam go z torby kontynuowała. – Załóż go – widziałam zdziwienie na jej twarzy. Gdy zarzuciłam kaptur kompletnie straciła mnie z oczu. – Interesujące. Rzeczywiście przydatna rzecz, ale musimy nauczyć naszych szpiegów samodzielnego wytwarzania w razie zepsucia. Pokażesz go naszym szwaczkom, a one nauczą resztę, dobrze?
– Oczywiście – powiedziałam i odeszłam. Do szwaczek zamierzałam udać się jeszcze dzisiaj, ale przedtem musiałam spotkać się z Warodem.
Tym razem nie podchodziłam go jak poprzednim razem. Ucieszyliśmy się na swój widok. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, niczym brat z siostrą.
– I co tam u Ciebie? – zapytał posyłając mi uśmiech.
– A całkiem dobrze. Ta jędza straciła moc do końca zimy i mój płaszcz ma zostać wprowadzony jako standardowy uniform – tłumaczyłam.
– I straciła tę moc tak przez przypadek? – zadrwił przyjacielsko.
– No oczywiście. A potem na świecie zapanował pokój – zaśmiałam się. – Z moją małą pomocą. Ale gdyby nie Magia Powietrza i Magia Krwi, za nic w świecie, bym tego nie zrobiła.
– Magia Powietrza? – zdziwił się. O ile jako pierwszy wiedział, że potrafię władać Magią Ziemi, to nie wiedział nic o innych magiach. – Nic mi o tym nie mówiłaś.
– Wiem, to wyszło tak nagle. Wczoraj w jakiś dziwny sposób posłałam podmuch powietrza w jej stronę i ją obezwładniłam – uśmiechnęłam się i wypięłam dumnie pierś. Na ten widok on zaczął się śmiać i parodiował mój głos. Reszta wieczoru upłynęła nam na przyjemnej pogawędce. Dowiedziałam się miedzy innymi, że znalazł sobie wybrankę. Cieszyłam się z jego szczęścia. Na noc powróciłam do chatki i szybko usnęłam. Wydarzenia ostatniego dnia bardzo mnie zmęczyły.
Skończyłam opowiadać. Było już grubo po północy, jednak dzisiaj była sobota, co oznaczało, że wioska ma jutro dzień wolny.
– Musisz już iść – zagadnęło jedno z dzieci. – Chcemy jeszcze posłuchać – krzyknęło inne.
– Niestety tak. Nie wiem co z moim przyjacielem – powiedziałam. Nie chciałam, aby cała wioska wiedziała, że mieszkam z Warod’em.
– A zatem do następnej soboty – powiedział właściciel karczmy, który stał za lady opierając się o nią łokciami.
– Do soboty – krzyknęłam wesoło wychodząc przez drzwi. Wcale nie czułam się tak dobrze, jak się zachowywałam, jednak chciałam podtrzymać mieszkańców naszego narodu na duchu. Wszystkie państwa były dotknięte wojną, oprócz Pustkowia Utari.
The Elements – Rozdział II
– Zilav! – usłyszałam krzyk mojego przyjaciela dochodzący z wnętrza domu. Pobiegłam przerywając zbieranie owoców. Gdy dobiegałam do drzwi usłyszałam cichy jęk.
– Kto ci to zrobił? – zapytałam widząc sztylet wystający z jego piersi. Zaczęłam go uzdrawiać, jednak nigdy nie potrafiłam tego robić dobrze, a tutaj potrzeba było wytrawnego uzdrowiciela, który potrafi radzić sobie z truciznami. Spowolniłam rozprzestrzenianie się trucizny i wybiegłam na zewnątrz. – Zaraz wrócę – krzyknęłam przekraczając próg.
Biegłam wykorzystując Magię Powietrza. Przedtem zabezpieczyłam sztylet, aby nikt nie mógł go wyciągnąć. Skręciłam w boczną uliczkę, która prowadziła do najlepszej uzdrowicielki. Była to kobieta w podeszłym wieku, przez co znała się na swoim fachu jak nikt inny. Prowadziła szkołę, aby wioska po jej śmierci miała godnych następców.
– Celio! – krzyknęłam wpadając do jej chatki. – Potrzebuję twojej pomocy! Ktoś otruł Warod’a! – wykrzyczałam i uniosłam ją korzystając z Magii Powietrza. Wiedziałam, że posiadaczka licznych krągłości, w złym tego słowa znaczeniu, nie porusza się zbyt szybko. Niestety w przypadku mojego przyjaciela liczyła się każda sekunda.
Biegłam unosząc ją nad ludźmi. Znała mój charakter, przez co nawet się nie opierała.
– Proszę się nim zająć – powiedziałam ocierając pojedynczą łzę. – Ja tymczasem postaram się wyczuć czyjąś aurę.
– Dobrze moje dziecko – powiedziała, obdarzając mnie serdecznym uśmiechem.
Usiadłam na podłodze i zamknęłam oczy. Wyobraziłam sobie cały dom wraz z okolicą. Na chwilę w pokoju Warod’a pojawiła się dziwna aura. Nie należała ona do Magów Powietrza, Wody, Ziemi ani Ognia. W całym moim życiu, nigdy nie spotkałam się z taką aurą. Otworzyłam oczy i ujrzałam zdziwienie panujące na twarzy Celii.
– Co się stało? – zapytałam. – Przeżyje? – dodałam, wskazując na mojego przyjaciela. W odpowiedzi uzdrowicielka pokiwała głową. Lekko odetchnęłam, jednak zdziwienie na twarzy mojej rozmówczyni nie ustępowało. Wręcz przeciwnie, nasilało się z każdą sekundą. Jednak teraz przemieniało się w złość. Nie zadawałam zbędnych pytań i wniknęłam w umysł Celii. Walczyła. Walczyła z kimś, kto chciał zabić Warod’a. Wykorzystałam umysł mojej rozmówczyni jako pośrednika i w ten sposób dotarłam do głowy agresora. Był w domu obok, postanowiłam, że go schwytam. Nałożyłam szybko płaszcz i wyszłam z domu. Uważnie stawiałam kroki i maskowałam swoją obecność. Weszłam bezgłośnie do domu sąsiada i udałam się w kierunku pokoju, w którym znajdował się niedoszły zabójca mojego przyjaciela i cząstki mnie. Nie widział mnie i nie wyczuwał mojej obecności. Uśmiechnęłam się pod nosem i obezwładniłam go.
Znajdowaliśmy się celi w najlepszym więzieniu naszego narodu. Miałam zająć się przesłuchaniem. Z Warod’em została jedna z uczennic Celii oraz strażnik. Weszłam do niewielkiego pomieszczenia i zauważyłam drwiący uśmieszek na obleśnej twarzy agresora. Przedtem nie przyglądałam mu się zbytnio, jednak teraz widziałam liczne blizny zdobiące jego odsłonięte ręce i twarz. Miał siwe włosy, jednak wyglądał całkiem młodo. Uśmiechał się do mnie drwiąco i próbował wniknąć do mojego umysłu.
– A teraz ładnie powiesz mi co robiłeś w tym domu? – zapytałam ściszając głos. Była to stara technika wykorzystywana przez naszych szpiegów w czasie przesłuchań. Cisza potrafiła doprowadzić winnego do szału co ułatwiało mu mówienie prawdy. Sprawcę złego czynu zżerało od wewnątrz sumienie.
– Ale nie krzycz – szepnęłam nie słysząc odpowiedzi. Czułam jego spokój. Było to nad wyraz dziwne, gdyż potrafiłam mordować z zimną krwią, co udowodniłam niejednokrotnie podczas wojny. – Co robiłeś w tym domu? – powtórzyłam pytanie. Minęło kilka minut, a ja nadal nie uzyskałam jakiejkolwiek odpowiedzi. Gdy trzeci raz powtórzyłam pytanie zaczął świdrować mnie wzrokiem. Zaczęłam wpatrywać się w jego oczy. Wiedziałam, że jest na straconej pozycji, jednak gdybym odpuściła byłby pewien, że jest we mnie nieco lęku. Jego czarne jak bezgwieździsta noc ślepia były puste. Puste i głębokie. Nieskończone niczym wszechświat. Wpatrywałam się w nie kilka minut, jednak nie dostrzegłam w nich żadnej emocji.
– Jesteś złodziejem, tak? – skłamałam. Pomyślałam, iż mój rozmówca da się nabrać na tę sztuczkę.
– Tak – ożywił się, Przeczucie mówiło mi, że ten prosty trik poskutkuje, jednak rozum darł się, że mnie przejrzał. – Jednak jak widać bardzo miernym. Skoro dałem się złapać takiej bezbronnej piękności – kontynuował. Nie wiedział kim jestem, jego umysł, z którego czytałam jak z otwartej książki, oczywiście, tak aby nie zaznał mojej obecności, nie był świadom potęgi jego rozmówcy, czyli mnie.
– Dobrze – brnęłam dalej. – Sądzę, że zainteresuje cię kara za tak haniebny czyn – zauważyłam ożywienie w jego oczach. Te dwa paskudne, lecz intrygujące ślepia drwiły ze mnie. Pokiwał lekko głową. – Jako, że w Plemionach Etari panuje pokój i ludzie są bardzo otwarci, taki czyn jest uznawany za jeden z najgorszych – tym razem mówiłam prawdę. – A zatem przez pięć lat będziesz wykonywał prace społeczne dla naszego narodu – skończyłam. Na jego twarzy na chwilę pojawiły się smutek i zdziwienie. Byłam usatysfakcjonowana. Wyszłam i udałam się do chaty szpiegów. Dzisiaj miałam kontynuować opowieść w karczmie, więc sama nie mogłam strzec nowego więźnia. Przeczuwałam, że będzie próbował uciec i tym samym doprowadzi nas do miejsca zamieszkania. Gdy będziemy mieli pewność skąd pochodzi schwytamy go ponownie.
– I jak się czuje? – zapytałam przekraczając próg domu. Załatwiłam już z najlepszymi szpiegami, że będą strzec mojego więźnia.
– Lepiej – usłyszałam odpowiedź opiekunki. – Za dwie godziny zastąpi mnie kolejna uczennica szkoły pani Celii – na te słowa uśmiechnęłam się serdecznie. Mój przyjaciel miał zapewnioną opiekę, więc mogłam pójść do karczmy z czystym sumieniem.
– Dobrze, ja idę do karczmy – powiedziałam i odeszłam.
Szłam powoli. Miałam jeszcze pół godziny do czasu, kiedy powinnam zacząć opowiadać. Na miejsce dotarłam kilka minut przed czasem. Zajęłam moje miejsce i czekałam na umówioną godzinę. Zaczęłam równo z czasem.
„– Wstawajcie – usłyszałam nieznajomy głos. Brzmiał lekko i przyjemnie. Pomyślałam, że to pewnie nowa opiekunka. – Jak wam wiadomo wasza poprzednia opiekunka, Afeci straciła moc przez jedną z was. Nazywam się Marelyn. Dzisiejszy dzień będzie dniem pełnym ćwiczeń. Jednak zamiast jednej godziny treningu, będzie nauka wyrobu nowego uniformu – zakończyła obdarzając nas serdecznym uśmiechem.
Dzień minął przyjemnie. Byłam zmęczona, jednak zadowolona. Marzyłam tylko o moim miękkim łóżku i odrobinie snu.
Aroza właśnie wrócił z wyprawy po nowy sprzęt. Razem z innymi dowódcami planował strategię na czas wojny. Aktualnie stali w niewielkim pomieszczeniu wokół okrągłego stołu, gdzie znajdowała się mapa, jak im się wydawało, całego świata.
– Gdy tylko nadejdzie wiosna, zaczniemy atakować Nomadów Atari – krzyknął jeden z nich. – Potem Plemiona Etari, Królestwo Itari i będziemy władać światem – zakończył.
– A co z Pustkowiem Utari? – zapytał Aroza. – Przecież nasi szpiedzy donoszą, że są tam inteligentne formy życia.
– Jeden szpieg. Reszta nie wróciła. Odgrodzimy się od Pustkowia – wytłumaczył. Reszta zaczęła wiwatować na cześć wojny. Wojny, która da im we władanie cały świat.
Aroza poszedł do swoich uczniów poinformować ich o swoim powrocie. Odpowiedź głównego dowódcy usatysfakcjonowała go.
– Powstań – krzyknął wchodząc do baraków. – Jak możecie zauważyć wróciłem. Za kilka dni mają nam dostarczyć nowy sprzęt. Hegin, chodź tutaj – powiedział do swojego zastępcy. Ten posłusznie ruszył za swoim przełożonym. Złożył mu raport, a potem udał się na spoczynek.”
Przerwałam, gdyż zobaczyłam dziwny wybuch żółtego światła. Na szczęście nikt oprócz mnie tego nie zauważył. Udałam, że przerwałam, gdyż chcę zaspokoić pragnienie. Kontynuowałam.
The Elements – Rozdział III
„Przez całą zimę kończyłam szkolenie w przyśpieszonym tempie. Do lata miałam nauczyć posługiwać się ziemią i powietrzem. Niestety nie miałam możliwości, aby zapanować nad ogniem przed wybuchem wojny. To dzisiaj miałam wyruszyć do Królestwa Itari uczyć się. To dzisiaj miałam opuścić dom. Nie wiedziałam nic o zwyczajach innych narodów. Nikt nas tego nie uczył. Podróż minęła mi spokojnie. Dopóki nie wybuchnie wojna szlaki szybkiego ruchu nadal będą czynne. Przekraczając bramy miasta zauważyłam spojrzenia wlepione w moje wątłe ciało. Po chwili podszedł do mnie pewien starzec, przez co wszyscy spuszczali wzrok.
– Witaj Zilav – powiedział witając się ze mną w tradycyjny sposób. – Jestem Horeye’alent, ale mów mi Horey.
– Witaj Horey’u – powiedziałam odwzajemniając powitania. Chciałam spytać się go, gdzie mam się udać, jednak gdy otworzyłam usta uciszył mnie podnosząc rękę.
– Pójdziemy teraz do najlepszej szkoły ziemi w Królestwie. Tam opanujesz kolejny żywioł. Jak sama wiesz, długo nie gościliśmy tu uczniów innych ras. Chodź za mną – zakończył i poszedł boczną dróżką. Gdy szliśmy, próbowałam się czegoś dowiedzieć o jego rasie, jednak na żadne moje pytanie nie otrzymałam odpowiedzi. Dotarliśmy do sporych rozmiarów chatki, gdzie znajdowała się szkoła. Weszliśmy do środka i zostałam sama. Horey poszedł dalej korytarzem, aż w końcu wszedł do jakiegoś pomieszczenia. Po chwili wrócił razem z Magiem Ziemi.
– To jest Lecte, będzie cię szkolił do końca wiosny – powiedział wskazując na towarzysza.
– Miło poznać, Zilav – skierowałam mój wzrok na wysokiego mężczyznę. Wyciągnęłam przed siebie dłoń, jednak on jej nie uścisnął.
– Mam nadzieję, że ziemią władasz lepiej niż znasz nasze zwyczaje – odrzekł oschłym tonem. Pomyślałam, że te kilka miesięcy w ich otoczeniu będzie dla mnie bardzo trudne. – Pokaż co potrafisz – krzyknął i skierował w moją stronę kilka kamieni. Uderzyłam pięścią w ziemię, przez co przed moim ciałem pojawiła się ściana. Zrobiłam przewrót w miejscu i skierowałam ją w stronę mojego nauczyciela. W międzyczasie utworzyłam kule ziemi, które miały posłużyć mi za broń. Gdy ściana została roztrzaskana moim oczom ukazał się Lecte, który skupiał się na ziemi pode mną. Szybko zaatakowałam przygotowanymi pociskami i zaczęłam panować nad gruntem pod nogami. On sprawił jednak, że moje pociski ominęły jego ciało. Uderzyłam nogą o ziemię i sprawiłam, że ona rozstąpiła się pod moim przeciwnikiem. Stworzyłam grobowiec, w którym mogłam zabić człowieka.
– Przestań – krzyknął Horey. – Zabijesz go, naszego najlepszego Maga.
– Ja się tylko broniłam – odrzekłam, wydobywając jego ciało z wnętrza grobu. Przez tak krótki czas stracił przytomność. – Nie chciałam zrobić mu krzywdy. Niejednokrotnie sprawdzałam czas, który można wytrzymać w takim grobie i najkrócej wytrzymałam piętnaście minut.
– Głupia! Widzisz co narobiłaś! – krzyczał. Spiął mięśnie i szykował się do ataku, jednak mu to uniemożliwiłam. Zawładnęłam jego ciałem i panowałam nad nim dopóki nie ochłonął. Spojrzałam na ciało Lecte’go i zauważyłam liczne strzałki wystające z jego ciała. Czym prędzej zaczęłam go uzdrawiać, nie wyjaśniając Horey’owi co zamierzam uczynić. Minęło pół godziny, a ja ciągle zajmowałam się nieprzytomnym. Zwalczałam truciznę, jednak była ona bardzo silna.
– Macie tutaj jakiegoś uzdrowiciela? – zapytałam.
– Tak, jest jeden, ale nie da sobie rady z tak silną trucizną. Chociaż – zastanowił się. – Pobiegnę po zielarza, może on będzie znał sposób, którym będzie można go odratować – wskazał na Lecte’go. Wybiegł ze szkoły, a ja nadal zajmowałam się chorym. Wrócił kilkanaście minut później, a towarzyszył mu starszy lekko przygarbiony mężczyzna.
Wyjaśniłam zielarzowi działanie trucizny, a on dobrał odpowiednią odtrutkę. Przeniosłam Lecte’go do jego łóżka i czuwałam przy nim. Wnikałam wielokrotnie do jego umysłu, jednak nie wyczułam żadnych emocji. Byłam na siebie zła, gdyż mogłam się przyczynić do jego złego stanu.
– Nie martw się – powiedział Horey, kładąc rękę na moim ramieniu. – Nic mu nie będzie. Jest silny. Idź się połóż.
– Nie pójdę, dopóki nie zauważę poprawy. To moja wina – szepnęłam. Horey chciał coś powiedzieć jednak go uciszyłam. Uciszyłam tak, jak on uciszał mnie."
– Zilav miała rację – powiedział Buct, strażnik tajemniczego więźnia.
– Ciekawe dokąd nas zaprowadzi – odrzekła mu jego towarzyszka, Sarah.
Ruszyli za więźniem. Po kilkudziesięciu minutach znaleźli się przy przejściu do Pustkowia Utari. Sarah obezwładniła go za pomocą Magii Krwi, a potem razem z Buct’em przetransportowała z powrotem do więzienia. Wiedzieli skąd pochodzi, gdyż żaden kraj nie miał bezpośredniego dostępu do Pustkowia, a przeprawa z narodu do Pustkowia, bądź z Pustkowia do narodu, była wyczynem bardzo trudnym, jeśli nie niemożliwym.
Wtrącili go do lochu. Miał tam matę z bambusa i miskę z jedzeniem. Była to najpilniej strzeżona cela w całym narodzie.
– To teraz poczekamy, aż Zilav skończy – powiedział błagalnym tonem Buct.
– Dobra, wezmę pierwszą wartę – odrzekła, ostentacyjnie przewracając oczami.
– Dzięki – zakończył i owinął się płaszczem.